Siedziałem w kacie swojego pokoju. Bałem się. Tak bardzo się bałem.
-co ja najlepszego zrobiłem? - wydukałem sam do siebie, chcąc już się uspokoić. Zdenerwowała mnie, tak to jej wina. Jej wina! Drżąc, zerknąłem na korytarz, na którym była jedna wielka plama krwi.
Weź się w garść. Wstałem i podszedłem do drzwi, widząc poharatane ciało mamy, znów mi napłynęły łzy do oczu.
-jestem paskudny.-mruknąłem, ominąłem ją i trzęsącymi się dłońmi w kuchni zacząłem szukać ścierki. Ściereczki ręcznika.
-mam cię- wymamrotałem z uśmiechem. Wróciłem, patrzyłem przez chwile. Przez chwile naprawdę czułem się z tym dobrze. Na chwile, bo gdy tylko nachyliłem się, by pościerać krew, znów popatrzyłem na jej twarz. Tak jak, wtedy gdy co chwila uderzałem ją w twarz brzuch plecy. Jak łamałem jej palce. Zerknąłem na jej powyginane palce. Nie pamiętam, bym wyrwał jej paznokcie. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad tym.
Nie zasłużyła, na taką śmierć, przecież była cudowna matka.
Tak?
To i tak jej wina, sama się o to prosiła. Ona sama tego chciała! Zmusiła mnie, o tak zmusiła mnie do tego-prychnąłem pod nosem i kopnąłem ciało, nie chcąc czuć się tak okropnie.
Jezu... Przecież ojciec wraca, nie może się o tym wszystkim dowiedzieć. Zacząłem się spieszyć, pobiegłem po piłe do szopy i zacząłem przecinać ciało. Nasz kot patrzył, na mnie. Uśmiechnąłem się do niego. Kochany. Pomruczał, miauknął i ruszył grubas do kuchni. Poszedłem dać mu jeść, biedaczyna musi być głodny. Wróciłem do sprzątania, zapominając, że miałem się spieszyć.
Uznali, że zrobiłem to specjalnie… Aha, czyli to, że mnie sprowokowała, się nie liczy? Naburmuszony, nie odzywałem się już. Tak czy inaczej, się nie wybronię. Ciekawi mnie tylko co ze mną zrobią?
*
Straciłem rodzinę, dom, przyszłość. Kołysząc się na nogach, stałem z dwoma panami, którzy całą drogę, nawet się do mnie nie odezwali. Znudzony nie zwróciłem większej uwagi, na ich rozmowę. Z lekko rozwartymi ustami, patrzyłem w niebo nade mną. Chyba już nie ucieknę. Zostałem zaprowadzony do pokoju. Koniec przyjemności hm? Zostawiłem swoje rzeczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Zawsze mogło być gorzej, nie?
Po tym, rozgoszczeniu się, miałem trafić sam do klasy, pięknie. Wycieczka! Jak mam znaleźć klasę? Wyszedłem, z pokoju rozglądając się po korytarzu. Zrobiłem krótką wyliczankę i ruszyłem w lewo. W sumie, po co mam patrzeć na plan tak jest ciekawiej.
W końcu wpadłem do jakiejś klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz