czwartek, 28 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Wszystko szło po naszej myśli. Seo- Jonn zawiesił na drzewach, kulki materiałów, które spadną, tylko gdy nasze ofiary się ruszą. Będzie zabawnie. Na początku, zaczęli traktować te pogróżki ze śmiechem. Później, tajemnicze zniknięcie jednej z dziewczyn- oczywiście wszystko wyglądało tak; spała złapałem ją, na tyle szybko, by się nie rozdarła, lina i usadzenie jej obok nauczyciela. Po tym, zaczął się zamęt. Ludzie, czując strach, wstawali ze swoich miejsc a te zawieszone kulki spadały na nich. Z materiałem na oczach, zachowywali się dość... śmiesznie. Gdy panika była, nie mała, uśmiechnąłem się zadowolony do chłopaka. Cały plan wyszedł, satysfakcjonujące. W końcu podbiegł do nas jakiś chłopak, przerażony z prześcieradłem, na głowie. Ściągnęliśmy materiał, a on widząc nas, przestraszył się jeszcze bardziej i zaczął wycofywać. Uciekając, potknął się i upadł w błoto. Przyznam, rozśmieszyło mnie to, nawet bardzo.
- to co, idziemy nastraszyć, więcej osób? – Chłopak się zgodził, ruszyliśmy do panikujących ludzi. Proste, wyskoczenie zza drzewa, łapanie ludzi zimnymi dłońmi. Dyszenie im na ramiona. Nauczyciel, oglądał to z uśmiechem. Faktycznie lepsze widowisko, niż tamto. Po kilku godzinach zabawy – bo tyle im zajęło zorientowanie się, że są to żarty, mieliśmy się spotkać, na starym placu zabaw. Z dala od innych. W drodze do niego, trochę, jakby mi przeszkodzono. Zatrzymała mnie jakaś dziewczyna, z kilkoma innymi uczniami. Mieli nie mały problem, do całego przedstawienia. Na szybko chciałem, wymyślić, coś, by uniknąć oklepanej twarzy. Nie zdążyłem – za to unik wyszedł mi pięknie. Podciąłem jej nogi i ruszyłem biegiem na drzewo. 


<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Po chwili zastanowienia wstałem i zdeklarowałem chłopakowi, że idę z nim.
- Co chcesz dokładnie zrobić? - zapytałem spoglądając na niego.
- Myślałem o jakimś małym żarcie. Co ty na to?
- Im? Zawsze. Masz już jakiś plan?
- Hmm...nauczycieli nie ma, tak?
- Yhm. Wszyscy razem z panem Szczypiorem w ochronie pojechali coś załatwiać. Został tylko pan Arthur, który przecież zawsze wszystko ma gdzieś. 
- Idealnie. Pasowałoby mu o wszystkim powiedzieć, żeby jak coś wiedział. Zgodzi się?
- No pewnie.
- Pomyślałem, żeby zrobić tak jakby scenę z horroru.
- nooo...to może się udać. Wiesz mniej więcej co chcesz zrobić i co ci potrzebne?
- Tak.
Od razu pobiegliśmy do nauczyciela, którego wybudziliśmy ze snu. Oczywiście na wszystko zgodził się z wielkim uśmiechem. Całą trójką poszliśmy szukać potrzebnych przedmiotów. Pomieszczenia najstarszej osoby w szkole o dziwo przetrwały, więc razem z mężczyzną weszliśmy, aby się rozejrzeć. Tutaj znaleźliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy - nawet wielką maszynę do wytwarzania mgły.
- Zostawiam was. Radźcie sobie dalej sami. Jakbyście czegoś jeszcze potrzebowali, to drzwi zostawiam otwarte. Sam z wielką chęcią zobaczę całe widowisko.- po tych słowach nauczyciel poszedł na swoje wcześniejsze miejsce.
Koło wybranych uczniów czerwoną farbą, lub drapiąc w ziemi patykiem, napisaliśmy teksty typu: "nie oglądaj się za siebie", "masz ostatnią szansę" lub "nie patrz w lustro" ( gdy koło kogoś pojawił się taki napis, zawsze obok postawiliśmy ramkę po obrazie, którą wcześniej w dużej części pomalowaliśmy srebrną farbą, a w rogu umieściliśmy zdjęcie jakiegoś potwora.) Wszystko wyglądało bardzo realistycznie. Wszędzie leżały głowy lalek, kawałki prześcieradeł i innych gratów. Oczywiście nie obeszło się bez czerwonej farby. My sami postanowiliśmy nie wcielać się w żadną Krwawą Merry, czy kogoś w tym stylu. Chcieliśmy, aby chociaż ten jeden raz, wszyscy poczuli się jak w prawdziwej szkole morderców, a nie psychopatów. Ubabraliśmy się farbami, założyliśmy potargane ubrania, wzięliśmy znalezione noże kuchenne i inne atrapy, po czym ruszyliśmy włączyć maszynę, aby zrobiła odpowiednią ilość mgły. I tak właśnie zaczęło się nasze przedstawienie.

<Ivan?>

wtorek, 26 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Japier.dole – mruknąłem, pod nosem. Wróciłem do karetki. – chyba jednak chce kroplówkę. Odwróciłem wzrok, a kobieta wbiła mi igłe w skórę. Siedząc na wygodnym, suchym, fotelu patrzyłem co się dzieje. Gdy kroplówka się skończyła, nie miałem wymówki by tutaj siedzieć. Gdy znalazłem Seo- Jonn’a, podszedłem do niego.
- rozpalimy ognisko? – o tutaj pod drzewami – spytałem z delikatnym uśmiechem. Po chwili, obok mnie przeleciał czyjś but. – sądziłem, że ja jestem rozpieszczony – zaśmiałem się, Zacząłem odchodzić od tych zwierząt. Podludzie. Suche deski znalazłem w szopie na narzędzia, której tradycyjnie zamek rozwaliłem. Teraz przy takim zamieszaniu, nikt nie będzie mieć za złe, rozwalonego zamka. Ułożyłem deski. Ułożyłem ładnie kamienie. Polałem przeżartym olejem i podpaliłem. Usiadłem pod drzewem wpatrując się w ogień. Burza, nie chciała przejść, a cyrk dookoła wzmagał się wraz z nią. Gdzie ja trafiłem? Po chwili się wyłączyłem i nucąc melodie, odpoczywałem. Po kilku minutach dookoła ogniska, zbierało się co raz więcej osób. Miło, że wrzeszczące małpy się zajęły ogniem. Było mi dość zimno. Mas.akra. Mam nadzieje, ze jednak dostanę jakiś koc na noc. Popatrzyłem w strone Seo- Joon’a, który stał na uboczu, oblądając jak jeszcze spora ilość osób, panikuje. Podszedłem do niego
- aż tak lubisz, patrzeć na małpy?- chyba to był ten z nie licznych momentów gdy widziałem jak się uśmiecha, hmm drugi? – ale skoro masz się uśmiechać, to patrz dalej. – Uśmiechnąłem się, z pewną ironią. Wyciągnąłem z jego kieszeni swoją komórkę i wróciłem do ogniska, do którego dolałem oleju. Może minęły dwie godziny? Gdy nauczyciele, ogarnęli chaos. Wiele osób się rozeszło, inni siedzieli w grupkach, a ja cały mokry, patrzyłem na powoli gasnące ognisko. 
Gdy już zgasło wstałem i przeciągnąłem się. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Takie, by może uprzykrzyć życie innym? Zacząłem myśleć nad planem. Gdy miałem wszystko opanowane, ruszyłem go zrealizować... Na moją korzyść było już ciemno. Po drodze, delikatnie trzepnąłem chłopaka w głowę.
-Idziesz, czy będziesz talk siedzieć? 


<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Gdy chłopak poszedł do stojącej w pobliżu karetki, ja zacząłem wycofywać się do tyłu, ponieważ jak dla mnie było tu za duże skupisko ludzi. Wszyscy myśleli, że zostaliśmy pod gruzami. To był kolejny powód, dla którego wolałem się ulotnić jak najszybciej. Poszedłem w stronę zapomnianego placu zabaw. Jedyne miejsce w którym nikogo nie ma... Idąc dalej, zorientowałem się, że za bardzo nie będziemy mieli się gdzie podziać-bynajmniej na razie. Budynki zostały zniszczone, a razem z nimi wszystko co się w nich znajdowało. Nauczyciele będą musieli szybko odkupić nam wszystko zniszczone rzeczy. Nie będą mieć wyboru. Gniew niektórych uczniów będzie wręcz nie do zniesienia dla wszystkich. Dofinansowanie od kraju mamy jak w banku. Przecież gdyby to miejsce upadło, na ulice wkroczyłaby chmara morderców zagrażających innym. Nagle usłyszałem krzyczącego pana Szczypiora, ogłaszającego, że będziemy musieli spać na trawie. Zaraz potem rozległy się krzyki zbuntowanych uczniów. Już miałem wątpliwości, czy oni na pewno powinni tu siedzieć, skoro nawet przeszkadza im spanie na trawie. Temperatury nocą zazwyczaj były na minusie. Trudno, najwyżej zmarzniemy. Po chwili z nieba zaczęły lecieć krople deszczu, więc jeszcze zmokniemy. Za to będzie zabawnie. Nie zawsze można zobaczyć, jak cała szkoły została zmuszona siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę na zewnątrz. Ja na samą myśl o tym się uśmiechnąłem. Moje radosne myśli przerwał piorun oraz ulewny deszcz, lecz przez krzyki paru spanikowanych osób znów powróciły. Nigdy nie sądziłem, że pogoda wywoła taki chaos. Stwierdziłem podejść bliżej innych i pośmiać się z głupoty niektórych głąbów. Był to dobry pomysł. Takiego zamętu dawno nie było. Niektórzy wrzeszczeli na siebie nawzajem, inni biegali w te i z powrotem z krzykiem, dwie osoby zaczęły kopać dla siebie grób, a pomiędzy wszystkimi biegał drący się Szczypior. Tylko niektórzy stali bezczynnie. Oparłem się o drzewo i obserwowałem całe to zajście.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon


Powoli wstałem, uśmiechnąłem się do niego słabo i ruszyłem we wskazanym kierunku. Przynajmniej, nie musiałem nic robić. 
- najwyżej, ci zemdleje – mruknąłem pod nosem, schodząc do piwnicy. Super. Zimno, mokro, z koszulką obowiązaną na nodze, a nie na sobie. – Chyba dostane uczulenia, na piwnice – mruknąłem, idąc z nim szukając wyjścia. Bałem się, że to się za chwile na nas zawali. Zaufałem w pełni kaczce, nie odzywając się, podążałem za nim krok w krok. Po może, 20 minutach usłyszeliśmy huk, a ze stropu zaczęła się sypać ziemia. Budynek musiał na dobre runąć. Gdyby nie chłopak, zostałbym tam na zawsze. Mimo chęci odpoczynku, dogoniłem go. Zatrzymał się, na rozwidleniu, gdzie jeden tunel był zasypany. Czując się co raz gorzej, zatrzymałem się znów na chwile. 
- chyba chcesz stąd wyjść? – popatrzyłem w strone chłopaka
- ymm tak, tak – odpowiedziałem i dogoniłem go. – Po prostu słabo się czuje – wymamrotałem, gdy znów byłem za nim. 
- wiesz gdzie idziemy, prawda? – spytałem ruszając za nim. Przytaknął mi tylko, najwidoczniej skupiony na drodze. Miał rację, nie długo po tym, byliśmy w znajomym mi miejscu. Sięgnąłem by odsunąć dyktę. Posypała się ziemia i trochę trawy. Podsadziłem go by mógł wyjść i sam się podciągnąłem. Wyszliśmy na powierzchnię – możemy to nazwać cudem. Otrzepałem głowę z kurzu i uśmiechnąłem się szeroko do chłopaka, wdzięczny mu. Czując, jednak jak mnie mroczy, zacząłem
- lepiej pójdę z tą nogą. – popatrzyłem w jej stronę, cała nogawka oblepiona kurzem i krwią a w jednym miejscu była wciąż nie zakrzepła. Gdy dołączyliśmy do tłumu, wzbudziliśmy mała sensacje. Podszedłem do podstawionej karetki. Podczas szycia mi nogi, mimo znieczulenia, ledwo wytrzymalem na tym ich fotelu, przeklinajac ich. Gdy skonczyli, uśmiechnąłem się mówiąc "Jezu dziękuje" Zrobili opatrunek i wypuścili mnie. Rozejrzałem się, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, stać i nudzić się w tłumie? 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

- I co, może mi jeszcze powiesz, że tu zostaniesz i będziesz czekać aż to wszystko runie na ciebie, hm? 
- Choćbyśmy próbowali zrobić jakąś dziurę aby wyjść, to to wszystko się na nas zawali.
- Naprawdę? Rozumiem, może cię dobija fakt, że będziesz musiał siedzieć w tej szkole najprawdopodobniej do końca życia, może za murami szkoły było lepiej - nie wiem. Wiem tylko tyle, że boli cię noga, ale przecież nie każę ci niczego kopać. Na upartego nawet palcem możesz tego nie dotykać, ale chociaż pomógł byś coś wymyślić. Myślałem, że masz więcej wiary w siebie i w innych. Jak się zawali...trudno. Lepiej zaryzykować i spróbować, niż siedzieć i czekać, aż wszystko samo spadnie...
Usiadłem i zacząłem rozważać nad wszystkimi opcjami jakie do tej pory przyszły mi do głowy. Niestety wszystkie najprawdopodobniej zakończyłyby się niepowodzeniem. W tej chwili nie obchodziło mnie szczególnie co robi Ivan. Pogrążyłem się w swoich myślach i tak miało pozostać. Pewnie nawet jeśli by się odezwał, ja nie usłyszałbym tego. Zacząłem przypominać sobie cały plan szkoły, nie zważając na to, że chłopak prawdopodobnie wciąż ma go w kieszeni. Powoli wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Później mimo wszelkich trudności tunele, do których trafiliśmy. Jeżeli na pewno dobrze połączyłem plan tuneli oraz podwórka szkoły, miałem prawie całkowitą pewność, że ziemia się zapadła mniej więcej nad tunelami, a nie piwnicami szkoły. Właśnie, piwnice. To był chyba nasz jedyny ratunek. Znajdując do nich wejście i idąc nimi do samego końca dostaniemy się do drzwi, którymi mieliśmy uciekać przed panią Annie.
- Zaraz wracam.
Od razu ruszyłem w poszukiwaniu wejścia do piwnic. Jedynym utrudnieniem było to, że wejściem do nich był włazy, który teraz zapewne jest przysypany. Normalnie był za dywanem na końcu korytarza. Pobiegłem w jego stronę. Był dywan, a raczej jego strzępki. Zawsze to ułatwiało sprawę. Po chwili znalazłem i właz. Bez chwili zastanowienia rzuciłem się na kolana, aby go odgruzować. Otworzyłem go i nie było żadnych wątpliwości, że to ten. Parę schodków niżej znajdowały się drzwi zamknięte na parę kłódek. Wróciłem do chłopaka.
- Wychodzimy stąd choćby nie wiem co.-spojrzałem na niego.- nawet jeśli musiałbym cię zanieść.- dodałem widząc jego minę gdy wspomniałem o chodzeniu.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Przerażony siedziałem, pod zawaloną ścianą. Bałem się ruszyć, a co jeśli zawali się na mnie? Jest ryzyko, że stanie się to i tak. Ruszyłem się jak na złość, gdy tylko się trochę wygrzebałem, na nogę spadł mi kawałek tej pier.dolonej ściany. Zawyłem z bólu. Powoli ruszyłem się dalej, próbując się wydostać. Złapałem się na myśleniu, że chłopak nie trafił tak jak ja. Miałem się skupić na wyjściu... Gdy w końcu się wydostałem, siedząc na gruzowisku, zacząłem masować, obolałe miejsce. Poczułem coś mokrego, całą nogawkę miałem we krwi. Super. Już nie dotykałem rany tylko świecąc latarką, chciałem się zorientować, gdzie jestem. Powoli wstałem i ruszyłem przed siebie. A jeśli znów runie? Strzepnąłem z głowy pył i powoli zacząłem szukać wyjścia. Czy ja mam takie chol.erne szczęście? Życie mi się zwaliło na głowę, piwnica, szkoła, no dawaj losie, co tam jeszcze masz?! Wściekły kopnąłem, połowę drzwi, oczywiście chorą nogą-na co z bólu, myślałem, że się posram. Byłem zrezygnowany, miałem dość. Brakowało mi teraz, głupiego poczucia bezpieczeństwa. Tego cudownego uczucia, które miałem w domu. Żałuję, że nie zgniotła mnie tamta ściana. Nie mam przecież nawet powodu, by stąd wyjść. Myśląc nad swoim życiem, chodziłem powoli, po zawalonym piętrze. Czułem w sobie, że będę potrzebować, jakiejś ucieczki, od tego miejsca -oczywiście jak się stąd wydostanę. Bilard? Bardzo bym chciał. Niestety, ale pewnie w samotności. Albo... Nie, przecież jestem w więzieniu. Objąłem się, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę.
Słysząc trzaskanie, na początku pomyślałem, że to budynek, później zrozumiałem, że to kroki. Ruszyłem powoli w ich stronę. Gdy oświetliłem, plecy kaczki, uśmiechnąłem się mimowolnie.
- myślałem, że Cię zgniotło-mruknałem, na przywitanie. Popatrzyłem na jego, w pół przysypaną twarz. Strzepnąłem z niego trochę pyłu i ruszyłem dalej, szukać wyjścia. Widząc ramę okna, usiadlem przy niej. Okropnie bolała mnie noga. Zacząłem coś dłbać, może akurat się uda? Najwyżej mnie zgniecie, a ch.uj mi to. Tak czy inaczej, moje życie jest równe, z wartością brojlera. Prychnąłem i rzuciłem chłopakowi komórkę.
- rób co chcesz. - powiedziałem zmęczony, oparłem się wygodnie o ścianę i zamknąłem oczy, chcąc wrócić myślami do domu. Tak bardzo, tęsknię. Tak bardzo, mi tego brakuje. Czułem się tak słabo, może to przez utratę krwi? Może. Ściągnąłem koszulkę i zrobiłem z niej opaskę uciskową. Mogłem pomyśleć o tym wcześniej, ale skąd miałem wiedzieć, że mam aż takie szczęście? Przerażony i zrezygnowany popatrzyłem na chłopaka.

<Seo-Joon?>

poniedziałek, 25 lutego 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Pył uniemożliwiał widoczność, przez co biegnąc prosto przed siebie rozdzieliliśmy się. Nie widząc gdzie biegnę, potknąłem się o coś, w wyniku czego zaraz znalazłem się na ziemi. Za bardzo nie interesowało mnie co się stanie, więc leżałem i czekałem, aż wszystko się uspokoi. Po jakimś czasie nareszcie nastała cisza. Usiadłem, próbując zorientować się, w której części budynku jestem. Wszystko na nic. Nie dość, że ciemno, to jeszcze w tych gruzach ciężko się odnaleźć. Chciałem zaświecić latarkę w telefonie, ale tu pojawił się problem, a mianowicie gdzieś mi wypadł telefon. Jedyne co teraz mogłem zrobić to poszukać wyjścia i przy okazji Ivan'a, lub czekanie aż sam przypadkiem na mnie trafi. Bez długiego zastanawiania wybrałem pierwszą opcję. Nie zwracając za bardzo na nic uwagi ruszyłem przed siebie. Przecież w końcu gdzieś dojdę... Jak pomyślałem sobie w jakiej sytuacji się znajdujemy, to aż mi się śmiać chciało. Najpierw uwięzieni w podziemiach, a teraz w zawalonym budynku szkoły, co dalej? Próbowałem dojść do jakiejś ściany, najlepiej gdzieś koło jakiegoś okna, które z niewiadomych przyczyn się nie zawaliło, żeby chociaż zobaczyć co się dzieje poza budynkiem. Znalezienie ocalałego okna na parterze graniczyło praktycznie z cudem, więc nie robiłem sobie nadziei. Nie widziałem kompletnie NIC. Ciągle w coś właziłem. Po jakimś czasie nawet nie zależało mi do dojścia do ściany. I tak w niczym by mi to nie pomogło. Ciekawe jak było na innych piętrach, czy cokolwiek ocalało...właśnie! Inne piętro. To była jakaś nadzieja na wydostanie się stąd. Nie było pewne czy się uda, ale warto byłoby spróbować, chociaż najbardziej zniechęcał mnie od tego prawdopodobnie bolesne lądowanie na ziemi. Skupiłem się na odszukiwaniu schodów, chociażby tylko po to, aby zobaczyć jak sytuacja ma się wyżej. Łaziłem wszędzie na oślep. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno ja całkiem nie straciłem wzroku. W końcu wyrżnąłem na schodach, przez co się tylko uśmiechnąłęm i ruszyłem na górę. Nareszcie trochę jaśniej. Światło wpadało przez małe dziury i pęknięcia w ścianach. Po pewnym czasie łażenia zorientowałem się, że właśnie stoję przed moją szafką. Była praktycznie cała. Wyciągnąłem latarkę. Świecąc wokół siebie zdziwił mnie fakt, jak dużo rzeczy ocalało...bardzo dużo. Po takim czymś nie spodziewałbym się, że cokolwiek przetrwa, a tu proszę. Rozejrzałem się jeszcze. Stwierdzając, że tutaj też nie znajdę drogi wyjścia chciałem, skierowałem się w stronę schodów. Latarka zgasła. Rozładowana. *Facepalm* i znów mrok opanował całe piętro. Zszedłem na dół. Może za drugim razem na coś trafię.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Przestraszony, podszedłem do planu budynku. Byliśmy na parterze, super. Gdy ogarnąłem, które to są ściany nośne. Wziąłem sobie ten obrazek.
- chodź, na pewno jakoś uda nam się stąd wyjść. – uśmiechnąłem się nerwowo, idąc wzdłuż ściany, która była oznaczona jako nośna, bałem się, że za chwile wszystko na nas runie. Po chwili część, na której staliśmy, zaczęła powoli osuwać się w dół. Trzeba było skakać. Pociągnąłem za sobą chłopaka, biegnąc do części, której zaczynaliśmy widzieć fundament. Kur.wa, Podsadziłem kaczkę, i po chwili stałem obok. Nie wiedząc co dalej, po prostu ruszyliśmy przed siebie.
-nienawidzę tego miejsca z sekundy na sekundę, coraz bardziej – wymamrotałem pod nosem, zdenerwowany. Cały budynek się trząsł, a na nasze ramiona i głowy, spadał co chwila tynk. Zza oknem była przepaść
- przeskoczysz. – powiedziałem otwierając okno.
-Nie. Nie ma mowy. To ma z dwa metry!
- to rzucę tobą, przynajmniej będę mieć ciekawy widok – mruknąłem łapiąc go i stojąc w oknie, złapałem mocno jego ręce czując jak się wierci. – Już nie cyrkuj - prychnąłem, już miałem skakać, gdy usłyszałem trzaskający plastik okna. Szybko wybiegłem z tego pomieszczenia, ciągnąc za sobą chłopaka
-mogłem skakać, mogłem skakać – powtarzałem biegnąc na oślep. Schowałem się przy ścianie, skulony z rękawem przy ustach. Po chwili runęło wszystko.
Gdy ucichło… otworzyłem oczy. Ciemno, zaczaiłem kaszleć. Dobra żyje, super. Przeczołgałem się wzdłuż ściany, tam gdzie nie czułem sypiącego się pyłu. Cały się trzęsąc wyciągnąłem latarkę z kieszeni. Nigdzie nie widząc Seo- Joon’a, postarałem się o tym nie myśleć, tylko… Tylko co? 


<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan


Super...przecież dzień byłby zbyt piękny, gdyby nie wydarzyło się nic złego. Ręce mi opadły jak to zobaczyłem. Głęboka, długa wyrwa ciągnęła się przez pół terenu szkoły, otaczając jej budynki. To naprawdę my przyczyniliśmy się do powstania tej dziury? W sumie to jak na razie było nie ważne. I tak nikt się nie dowie. Kolejnym pytanie, które nam się nasuwało to: lepiej tu zostać czy wyjść na zewnątrz? Nagle drzwi otworzył białowłosy nauczyciel.
- Długo tu macie jeszcze zamiar siedzieć? Nie mam zamiaru za was odpowiadać, gdy to się na was rozwali.
Mimo pęknięć budynek wyglądał na stabilny. Wychodząc na zewnątrz przecież nie mieliśmy gwarancji, że ziemia się pod nami nie zawali i nie wpadniemy do tych przeklętych tuneli. Mężczyzna jednak trzymał przy swoim i pociągnął nas do wyjścia. Tak więc zostaliśmy zmuszeni do wyjścia. Przed drzwiami zastaliśmy szeroką wyrwę.
- I my mamy przez to przeleźć? - mruknąłem spoglądając w jej głąb.
Obejrzałem się szukając nauczyciela, jednak on jak zawsze się gdzieś ulotnił. Ziema znów zaczęła się trząść, a z nią cały budynek.
- Skacz. 
To było chyba na tą chwilę najlepsze rozwiązanie, ponieważ ostatnie piętra budynków zaczęły się walić.
- Co?! To jest szerokie jak chol.era.
- Najwyżej wpadniemy, a skończy się to w najgorszym przypadku złamaniem czegoś. Sądzę, że z takiej odległości się nie zabijemy....no chyba, że wolisz zostać przygnieciony dachem.
Niestety spóźniliśmy się o dosłownie parę sekund. Ziemia pod nami zaczęła się zawalać, robiąc przy tym jeszcze większą szczelinę, oraz zmuszając nas do wejścia do budynku. Trzęsienie ustało. Chcieliśmy wyjść, jednak część dachu zablokowała wyjście. Bez słowa pobiegliśmy w stronę tylnich drzwi. Jak na złość - również zablokowane. Mieliśmy nadzieję, że podziemne korytarze zostaną w takim stanie jakim są obecnie. O wyjściu oknem nie było mowy. Od razy wpadli byśmy do dziury. Zostaliśmy tu uwięzieni, a sytuacja była gorsza niż w piwnicach. To było oczywiste, że budowla nie będzie stała tu wieki, zwłaszcza, gdy zawali się chociażby jeden korytarz.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Pewnie tak jak ja, pamiętał z wczoraj tylko wyrywki, lub totalnie nic. Bardzo dobrze. Powiedziałem mu zdecydowanie za dużo.
Odchyliłem głowę, przyjemnie ciepło. Uśmiechnąłem się delikatnie, na chwile zapominając o miejscu w którym jestem. Ciekawe czy mógłbym wysłać list…? Sięgnąłem do kieszeni w futerale. Jest. – Myślisz, że pozwolą mi to wysłać? – spytałem, patrząc na chłopaka. 
- Raczej tak. – odpowiedział. Zerknąłem na tamtego faceta. Do niego mam zanieść tamte papierki, a nawet do nich nie zaglądnąłem. Westchnąłem chowając instrument. Patrzyłem chwile, na innych. 
- jak kac? – uśmiechnąłem się złośliwie wstając. Po jego minie stwierdziłem, że podobnie co u mnie. – po za tym, muszę zanieść do tamtego nauczyciela, co ja tutaj chce niby robić – prychnąłem pod nosem. – idziesz? Przy okazji nadam list – powiedziałem, a gdy się zgodził, ruszyliśmy zostawić skrzypce, a z pokoju wziąłem te kartki spięte spinaczem. List zostawiłem w sekretariacie, skąd mieli go wysłać.
- streścisz to prawda? – uniosłem brew, nie majac ochoty tego czytać. Gdy zaczął mi mówić, o co z tym chodzi, szybko zacząłem się nudzić, wiec wziąłem długopis i położyłem go sobie na nosie.
-… albo nie będziesz robić nic. – skończył na co długopis spadł, a ja zwróciłem na niego uwagę. 
- Chyba chce coś robić. – mruknąłem – wolałbym jednak zobaczyć jak to wygląda, niż wybierać tylko przez teorie. – wymamrotałem, myśląc nad tym wszystkim. 
Nagle cały budynek zaczął się trząść. Popękały ściany posypało się nieco tynku i koniec. Wyjrzeliśmy przez okno. 
- To chyba przez to, twoje darcie mordy – mruknąłem, gdy zobaczyliśmy zapadniętą ziemię. 


<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan


-Bardzo ładnie grasz...
Na skrzypcach się nie znałem, ale mimo to muszę przyznać, że chłopak ma zdolności. Dla mnie nawet trzymanie takiego czegoś dobrze było by trudne, a co dopiero nauczenie się czegokolwiek, więc chyba bez problemu mogę nazwać to talentem. Niech się tylko znajdzie idiota co stwierdzi, że to nic wielkiego, lub jest brzydkie to go normalnie trzasnę. Po prostu pokłony dla tych, którzy potrafią na tym grać. 
- Dziękuję, ale to nic wielkiego.- powiedział uśmiechnięty.
Gdy to usłyszałem, myślałem, że zaraz przywalę głową w drzewo lub jakiś inny twardy przedmiot. Ja miałem na początku problemy z opanowaniem gitary, a klawisze pianina mi się ciągle mieszały - a co dopiero takie coś?! 
- Jesteś pewny tego co mówisz?
- Oczywiście. Czemu miałbym nie być?
Spojrzałem na chłopaka. Rzeczywiście nie wyglądał jakby miał z tym problemy. 
- Tak jakoś pytam.
Potem już nikt nic nie mówił. Nastała niezręczna cisza
- Ładna pogoda, nie sądzisz? - odezwałem się w końcu by ją przerwać.
- Rzeczywiście.
I była to prawda. Do wiosny było już coraz bliżej, śnieg już jakiś czas temu stopniał, a ciepłe słońce przebijało się przez chmury. Nareszcie można było zostawić grube, zimowe kurtki w szafie. Mimo dość jeszcze wczesnej pory cała przyroda budziła się do życia - ptaki ćwierkały, a trawa zmieniała swój żółtawy kolor na jasną zieleń. Był to przyjemny widok po tak ponurej i mroźnej zimie jaka była w tym roku. Nadchodzącą wiosnę poczuli chyba wszyscy, a niektórzy nawet za bardzo. Można było zobaczyć nawet starszych od nas uczniów, ganiających z latawcami. Praktycznie wszyscy wyszli na zewnątrz. Wszyscy, których zauważyliśmy, widocznie cofnęli się do czasu swojego dzieciństwa. Grali w klasy, w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę, a niektórzy nawet grali w gumę. Chyba nikt ze zgromadzonych nie chciał samotnie spędzić pierwszego, tak ciepłego dnia w tym roku. Nawet profesor X przyglądający się całej zaistniałej sytuacji zza rogu, był zaskoczony zachowaniem uczniów - i w sumie mu się nie dziwię. Każdy znalazł sobie jakieś kreatywne zajęcie i nikt nie siedział sam. Po jakimś czasie nauczyciel nie mogąc napatrzeć się uśmiechą uczniów ruszył na przechadzkę.

<Ivan?>

niedziela, 24 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

- Tak, zamknąłem. – powiedziałem, stojąc oparty o drzwi do łazienki. Zdenerwowało mnie jego zachowanie. – Rozumiem, że uciekać tak będziesz od ludzi całe życie? – uniosłem brew. Patrzyłem się na chłopaka. – czy nie potrafisz zamknąć od siebie, nie otoczenia, a to co spowodowało, że się zamknąłeś? – ciągnąłem to dalej. – powiedz mi, ile osób w takim razie, zainteresowało się tobą, tak jak ja dziś? Nie ważne, że naćpany i pijany. – mruknąłem, myśląc nad nim. – wiesz co? Myślenie właśnie, takie, że jest za późno, nie pozwala stworzyć mojej arkadii. Ciekawe, gdzie podziała się twoja. Spalona i zagrzebana gdzieś pod piachem. Bo jest za późno. Gdybym myślał, tak jak ty, nie wierzyłbym w świat bez cierpienia. Ale wiesz co, on jest. OOO jeszcze coś, wiesz dlaczego, nie chcesz by się ktoś tobą interesował? Bo jest to dla ciebie nowe, niekomfortowe, uciekasz od tego, ale i tak wołasz swoim zachowaniem o uwagę. Potrzebujesz ludzi, zainteresowania, bez tego nie da się żyć. Będziesz cały czas uciekać, siedząc w tym chorym miejscu, zamknięty z ludźmi, którzy myślą podobnie? Widziałem jakie książki czytasz, chcesz się rozwijać – ale jak? Zamknąłeś się. Kure.wsko ci współczuję. – prychnąłem idąc do drzwi. – lepiej sprawdzę, czy zamknąłem swoje – powiedziałem, dość pretensjonalnie – albo zrobić, coś śmiesznego. Bo pan Seo –Joon, woli powiedzieć, jest za późno, nie interesuj się mną…-otworzyłem drzwi. – o i nie myśl, że na trzeźwo bym tego nie powiedział. Zrobiłbym to, tylko o wiele głośniej… alkohol i dragi mnie wyciszają. – pomachałem mu rączką – do jutra- nie myśl sobie nawet, że teraz jeszcze dam ci spokój. Już za bardzo cię polubiłem. – zamknąłem drzwi i poszedłem do siebie. Na całe szczęście, droga do pokoju poszła gładko… Nie upadłem, nie obrzygałem się i nie widział mnie, żaden nauczyciel. Wyjąłem skrzypce i zacząłem przypominać sobie to czego się nauczyłem. Nie poszedłem rano na lekcje, głowę mi rozsadzało i miałem dość. Gdy zacząłem się czuć lepiej, wstałem, wziąłem prysznic, jakieś śniadanie. Nastroiłem skrzypce… na trzeźwo mi to lepiej wychodziło.
Siedziałem przy oknie i popołudniu widząc chłopaka, wziąłem symbol swojego więzienia. Usiadłem obok niego na ławce, położyłem intrument na kolanach otworzyłem go przetarłem, wziąłem smyczek, który przeciągnąłem kalafonią, odgarnąłem włosy, ułożyłem instrument, wziąłem wdech i zacząłem chopin’a nocturne c. Nie zwracałem większej uwagi na otoczenie, tylko ja i skrzypce, tak jak byłem uczony. Gdy skończyłem, zaskoczył mnie widok, chłopaka obok.
- Myślałem, że sobie poszedłeś po hmm... dwóch sekundach. - uniosłem brew chcąc małe wyjaśnienia. 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan


-Z czasem da się przyzwyczaić. 
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Dam radę...a ty nie zawracaj sobie głowy moją osobą. 
- A to z jakiego powodu?
- Chociażby z takiego, że przynoszę same problemy. 
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Muszę przyznać, że nie lubię gdy ktoś zaczyna się mną martwić. Było mi z tym strasznie niekomfortowo. W takich chwilach chyba najchętniej zapadłbym się pod ziemię. Jest już po godzinie 23.00...powinieniem teraz czytać jakąś książkę albo zająć się Kuroi'm, a nie siedzieć w zadymionej łazience z Ivan'em. Spojrzałem na chłopaka. I po co ja to wszystko robię? Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że się boję...boję się zaufać drugiej osobie. Nie chciałem, aby ktoś potraktował mnie tak jak, jak traktowali mnie w dzieciństwie, gdy próbowałem znaleźć sobie znajomych. Wtedy raz za szybko zaufałem i żałuję do tej pory. Nikt nawet nie próbował mnie zrozumieć...nie chciałem być tak zraniony drugi raz, więc nie zważając na nic stworzyłem wokół siebie barierę, która mi nie pomaga. Odganiam od siebie ludzi - nic więcej nie robię i nic więcej nie potrafię zrobić. Uzależniłem się od tego wszystkiego. Chcąc zawsze coś zrobić, wmawiałem sobie, że nie mogę. Przestałem wierzyć w lepszy dzień, zostawiłem wszystko. Analizując przeszłość Ivan'a i moją stwierdziłem, że świat bez żadnego cierpienia nie mógłby istnieć, chociażby na przykładzie jego matki...kochała go i właśnie z tej miłości sprawiała mu ból. Nie byłem do tego szczególnie przekonany, chociaż...patrząc na to z drugiej strony - różni są ludzie. Każdy odbiera bodźce od innych inaczej. Rodzice zaplanowali mu całe życie, bili go, zabił, a nie odizolował się zupełnie od świata zewnętrznego tak jak ja. Otrząsnąłęm się z tych wszystkich przytłaczających myśli i wstałem, aby zamknąć drzwi na korytarz na wypadek, jakby któryś z nauczycieli robił kontrolę czy wszyscy uczniowie śpią.
- Nawet jeśli, to jest już za późno.- powiedziałem wstając z podłogi. - mam nadzieję, że zamknąłeś drzwi do siebie.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

W końcu usiadłem, opierając głowę o brzeg wanny, patrzyłem na chłopaka. Uważnie go słuchałem, mimo zaćmionego umysłu, doszedłem do wniosku, że po prostu źle trafił. Współczułem mu mimo wszystko – uznałem, że nie zasługuje na taki los. Nikt nie zasługuje. Nawet jeśli zabił sześć osób. Powinienem go podpiąć pod listę stworzeń, których powinienem się bać. Tylko, że dlaczego mam to zrobić? Mnie nic szczególnego nie zrobił. Miałem wewnętrzny dylemat, czy dalej z nim siedzieć czy spier.dalać, co bym zazwyczaj zrobił? Hmmm, ale czego mam się w sumie bać? Drobnego chłopaka, którego życie znienawidziło? Miałem nadzieje, że mi nigdy nie będzie obojętne. Okropieństwem by było jakbym zamknął się w takiej puszce. Jeszcze on sam, nie zdecydował się w tym zamknąć, a społeczeństwo to zrobiło, za niego. 
- współczuję ci. – powiedziałem. O dziwo, poważny, przerywając chwilę ciszy. Wyglądało to jak choroba sieroca. - Nikt nie zasługuje, na takie traktowanie ze strony rodziców. – zmarszczyłem brwi. – I nie zasługuje by tak o sobie myśleć. – dodałem – Nawet, jeśli patrząc z perspektywy uważasz, że było to głupie. – uśmiechnąłem się delikatnie do niego - Współczuję ci też dlatego, że ja w przeciwieństwie do ciebie dostałem troskę i miłość rodziców. – przez niego, chciałem jeszcze bardziej świata, w którym cierpienie umarło. 
- miłość, jeśli cię lała? - usłyszałem
- Wiesz, nie wiem co nią kierowało. Może to zabrzmieć jak tłumaczenie jej, ale sądzę, że wszystko co robiła, robiła z miłości. Tylko może czasem nie potrafiła, wyrazić inaczej swojego niezadowolenia. – odpowiedziałem – teraz mnie zastanawia, czy nie masz choroby sierocej. Bo na twoim miejscu, pewnie bym nie wytrzymał – wyznałem. Czułem w środku, chęć zabrania go z tego miejsca. Nienawidzę tego uczucia bezsilności. Nijak go stad, czy siebie, nie zabiorę. Chyba, ze nagle moja sprawa, znów ruszy. W co wątpię. Już wrzucili mnie do tego samego worka, co chłopaka.- nie wytrzymałbym takiego odrzucenia. – uniosłem brew, przyglądając się mu. 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Świat bez cierpienia...eh...chyba za długo tu siedzę, żeby móc to sobie wyobrazić. Powtarzałem sobie jego słowa jak zacięty gramofon - w kółko jedno i to samo. Szczerze mówiąc, ja już zapomniałem co to życzliwość, co to szczęście...życie wydało mi się monotonne. Codziennie to samo. Ci sami ludzie i te same słowa wypowiadane przez nich. Jesteśmy w Szkole Morderców...tutaj każdy pogodził się ze swoim losem i nie interesuje nikogo co się dzieje poza murami szkoły. Z resztą ja sam zapomniałem o życiu z dala od tego miejsca, o ludziach, którzy teraz swobodnie przechadzają się po ulicach miast. Już się przyzwyczaiłem z faktem, że wszyscy traktują nas jak potwory. Dla innych straciliśmy człowieczeństwo. W zewnętrznym świecie wszyscy wpajają sobie, że tu nie ma życia, że my nie istniejemy...myślą, że tu jest jak w dziczy - każdy bez zastanowienia może zabić każdego, myślą, że nie mamy uczuć. Wstydzą się nas i chcą wyeliminować. Sam już nie pamiętam, jak żyje się normalnie...może to dlatego, że u mnie nigdy nie było normalnie. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.
- Ja już się o sobie naopowiadałem. Teraz twoja kolej, a więc...zacznijmy może od twoich włosów. Dlaczego są różowe?
- Dobre pytanie.-odpowiedziałem próbując przypomnieć sobie czy aby na pewno ja nic z nimi nie zrobiłem.
- To ty nie wiesz?
- Nooo...nie. Od zawsze takie były, ale jakoś szczególnie mi nie przeszkadzały. Przynajmniej pomagały mi się wyróżnić z tłumu.- powiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Pomagały? Wciąż to robią, chociaż sądzę, że już bez nich się dość wyróżniać. - spojrzałem na Ivan'a, który się tylko uśmiechnął. - różowy to dość niespotykany kolor włosów. - podsumował swoją wypowiedź. - hmm...a tak w ogóle czemu trzymasz się zawsze sam? Przecież jest tu tylu uczniów i nikt do ciebie nie przychodzi.
- Lubię samotność...a raczej byłem zmuszony ją lubić. Jak tu przyjechałem od razu zrobiłem złe pierwsze wrażenie, z resztą jak zawsze. Lepiej dla mnie i dla innych. Poza tym nie wiem czy ktoś chciałby się zadawać z osobą, która nie wliczając misji ma na koncie sześć morderstw. I tak już niektórzy uciekają gdy tylko mnie zobaczą.
- Okey, aaaa...
- Weź, czuję się jak na jakimś przesłuchaniu.
- Teraz moja kolej w zadawaniu pytań. Ja już się nagadałem, więc bądź tak uprzejmy i daj mi zadawać pytania, abym tym razem ją mógł posłuchać.
- Niech ci będzie. - oparłem się wygodniej o ścianę, przyglądając się dymu w pomieszczeniu w oczekiwaniu na pytanie chłopaka.
- Czego się boisz?
-Hm....
To pytanie wymagało więcej czasu do szczególnego zastanowienia się.
- Nie wiem...nigdy się nie zastanawiałem. Wcześniej byłem chyba zbyt głupi, żeby zastanawiać się nad takim czymś...wcześniej bałem się, że stracę bliskich, jednak z czasem stało mi się to obojętne, tak jak całe życie. Naprawdę żałowałem, że to auto mnie nie walnęło mocniej, że przeżyłem.
- Hm?
- Tak , miałem wypadek, ale jak głupi się podniosłem i mimo rozwalonej głowy i innych ran poszłam dalej. W końcu głupek zawsze ma szczęście. 
Wbiłem wzrok w podłogę.
- A...jak tu trafiłeś?
Wypadałoby powiedzieć. W końcu on wszystko opowiedział, więc nie odrywając wzroku z płytek zacząłem mówić:
- Podobno rodzice już na samym początku mnie znienawidzili. Rok po moich narodzinach "zyskałem" brata. Miał na imię In-Hyuk. Ja zawsze siedziałem sam - na początku nikt się mną nie interesował, a potem próbował do mnie zagadywać brat, któremu rodzice ciągle mówili, żeby do mnie się nie zbliżał, ale on swoje. Ja tylko chcąc go uniknąć zacząłem uciekać z domu. Potem dał sobie spokój wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie. Potem ten wypadek i może tydzień po tym....podszedłem do In-Hyuk'a i zaproponowałem mu zabawę w chowanego. Oczywiście zgodził się. Kazałem mu się chować. Mi się nie śpieszyło, więc powoli przeszedłem całą górę, potem zszedłem na dół. Rodzice siedzieli w salonie. Koło okna mieliśmy tam szafę. Wiedziałem, że on tam jest i się nie myliłem. Moje słowa pamiętam jakbym wypowiedział je wczoraj " według starego zwyczaju przegrałeś, a karę będzie...śmierć" zaraz po tym na podłodze pojawiła się kałuża krwi. I jak myślisz? Rodzice przerażeni, kazali mi się spakować...ja nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, wziąłem wszystkie rzeczy i pojechali ze mną na badania, a z tamtąt szybko dzwonili po policję i ochotę, abym na pewno nie zrobił nikomu krzywdy. A ja...ja się cieszyłem. - nadal gapiłem się w podłogę. Nie mogłem zrozumieć siebie. Zamiast chociaż próbować uciec, to w podskokach biegłem do radiowozu. - ale ja głupi...- Opowiadając to wszystko wytyknąłem sobie nawet najmniejszy błąd, dosłownie wszystko.

<Ivan?>

sobota, 23 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Z pewnym uśmiechem, sięgnąłem do portfela, tylnej kieszeni spodni. Wyciągnąłem miniaturowy zestaw kart. Zacząłem się trochę popisywać, prostymi sztuczkami, jak wyciąganie kart zza jego ucha czy wyciąganie tej której sobie wybrał. Ukłoniłem się przed nim, po takiej zabawie. 
- wiesz, ze teraz powinieneś klaskać, co? – zaśmiałem się. Zacząłem się przy nim czuć dobrze, swobodnie… Miło. Uśmiechnięty, zerknąłem w stronę kartonika. Później na ptaka i na dziurę w oknie. 
-słuchaj… Komore to my zrobimy w łazience – postanowiłem, zaczynając nabijać. Gdy byliśmy w łazience, ręcznikiem zatkałem kratkę wentylacyjną. Chłopak wziął ze sobą, to co zostało i bardzo dobrze. Usiadłem na podłodze, po turecku. Zaciągnąłem się i podałem mu. 
-Po rocznym detoksie, dopiero mnie zetnie – Powiedziałem. Widząc, że zakaszlał z dwa razy podszedłem do niego. – Spokojnie, zaciągnij się powoli bo pójdzie kometa. –wyjaśniłem. Gdy w końcu załapał o co chodzi, oddał mi lufkę. – I jak? – spytałem z uśmiechem patrząc na chłopaka. Wzruszył ramionami. 
- Nic – odpowiedział mi. 
-tak tak, pełna kontrola… - zachichotałem wiedząc, że za chwile go trzepnie. Gdy spaliliśmy wszystko i siedzieliśmy w zadymionym pomieszczeniu, oparłem głowę o ścianę z uśmiechem. 
-a jeśli… – zacząłem – żyjemy w powietrznym akwarium, a ryby to tak naprawdę ludzie?- zaśmiałem się, wpatrując w kaczkę.
- a powiedz mi…
- ha! Wzięło Cię co? – przerwałem mu.
-no cicho. – udałem, że zamykam usta na kluczyk. – powiedz, dlaczego zabiłeś matke? – wzruszyłem ramionami , na jego pytanie. 
- Nie mam pojęcia. Nie pamiętam. Pamiętam jak, ją uderzyłem za pierwszym razem. Później przerażenie i jak ryczę na łóżku. Nie pamiętam, gdy rzekomo ją męczyłem, nie pamiętam, żeby się broniła, ani wyrywania paznokci, wybijania zębów. Później coś mnie pchnęło, do pokrojenia jej. Mogłem spie.rdalać. – wyznałem – oczywiście – uniosłem dłoń- nikt mi nie uwierzył. Bo jak to? Długo to planowałeś. Jesteś psychopatą, kryminalistą! Nie nadajesz się do społeczeństwa. – prychnąłem. – A czy… jakbym to tak długo planował, to bym zabił gdy ojciec wraca, za dwie godziny z delegacji? NO NIE. Ale mają mnie za idiotę – klasnąłem, robiąc pretensjonalny dziubek i sięgnąłem po alkohol. – Dziecko z dobrego domu, rodzice wykształceni, pieniądze, nic mu w życiu nie brakowało. Rozpuścili go za bardzo. Fakt! Jestem rozpuszczony. – zachichotałem pijąc – Szkoda, że nie widzieli, jak ta drobna kobieta, potrafi pierdolnąć. Jak bardzo jest bezduszna, obojętna, nijaka. Bezdomnemu na ulicy by nie pomogła. Nikomu by nie pomogła. Ta kobieta, to najgorsze co mnie mogło spotkać. Uderzyła mnie, zamknęła w piwnicy… Tylko dlatego, że nie chciałem być l e k a r z e m. Jak to, ona prawnik ojciec firma… a ty masz isć na medycynę! Całe mi życie zaplanowali, zaczęło się od sławnego skrzypka przez polityka do medycyny. Przynajmniej mogę, ci etiudę odj.ebać. Gdy tylko się dowiedzieli, że kręci mnie aktorstwo. Myślę, że za Stalina było lepiej, niż wtedy u mnie w domu. Nawet gdy byłem chory czy złamaną rekę, miałem ćwiczyć, dzień w dzień na skrzypcach, po dwie godziny. Niespełnione marzenie rodziców. Nie wiem, powinienem się czuć źle, że ich zawiodłem?– odgarnąłem włosy z twarzy – to właśnie była moja podstawówka. – zironizowałem– pociągnąłem nosem. – Żałuję, że zabiłem. Miałem kur.wa wszystko! Dziewczynę, dom, przyjaciół. Wszystko spier.doliłem. – prychnąłem poirytowany - Alicja, przestała się odzywać, po pierwszej rozprawie. Do tej pory, trzymała moją stronę, później uznała, że jestem chory. Chce do niej napisać. Chce ją zobaczyć. Chce spytać co z grubasem? Poprosiłem ją, by się nim zajęła. To jest cudowny kot. Miękki, kochany, mruczał zawsze, gdy brałem go na ręce- mimowolnie się uśmiechnąłem. –tęsknie za tym kotem. Bardzo, bardzo, bardzo.- mówiłem - Ojciec i tak wynajął najlepszych prawników. Pierwsze co usłyszałem, to kara śmierci. Byłem wtedy przerażony, chce tak wiele zrobić. Tyle zobaczyć a tutaj… chcą mnie zabić. Jeszcze nie spałem z kobietą z kutasem. Dwa w jednym, to takie zaje.biste! – zaśmiałem się - Nie mam z nim kontaktu,-wróciłem do tematu- ale chciałbym, mu też za to podziękować. Zabiłem mu żonę. Zniszczyłem reputacje, rozwaliłem życie. Nic do tego faceta nie mam, pewnie dlatego, że nigdy go nie było. - mówiłem i zacząłem opalać lufkę.- Chce, stąd uciec. Spróbować coś zrobić, by moje życie znów stało się wartościowe. – wymamrotałem cichutko, mieszając ze swoim ojczystym językiem. Popatrzyłem w jego stronę, słuchał. To było aż dziwne. – Nie wiedziałem, że jestem aż tak interesujący, by się we mnie tak patrzeć. – zaśmiałem się. – Tylko, co zrobię gdy ucieknę? Nie mam domu, rodziny, znajomych. Grosza przy du.pie. Będę bezdomnym, ulicznym artystą ze spalonego teatru – zaśmiałem się. – Napisz kiedyś o mnie książkę. To będzie hit – powiedziałem, wbijając w niego wzrok i podałem mu butelkę. – Wiesz co, chciałbym by cały świat, był w takiej komorze jak my teraz. Pragnę świata, w którym cierpienie umarło – śmiałem się – By ludzie byli szczęśliwi, weseli. Każdy do każdego życzliwy… - uśmiechałem się – Życie, wtedy byłoby piękniejsze, prostsze, milsze. Nikt nie czułby się odrzucony. Gorszy, bo nie wiem… nie ma pieniędzy, ale jest cudownym człowiekiem, miłym dla wszystkich. Każdy go lubi. – mruczałem trochę zaczynając bełkotać. Wyzerowałem drugą butelkę wódki i sięgnąłem by otworzyć likier. Zrobił to chłopak. 
- byłeś kiedyś poważnie chory? – spytał chłopak na co się trochę zdziwiłem ale podjąłem się wyzwania i zacząłem
- prócz tego co stwierdzili w sądzie to chyba nie. Złamana ręka, spadłem z drzewa, podczas zabawy. Później to hmm zapalenie płuc. Przeważnie choruję, gdy mam bardziej nerwowy okres… - wyznałem 
- wiesz co, lubię chyba z tobą pić. – zaśmiałem się, patrząc na chłopaka. – chce wziąć kąpiel, kiedyś w whisky – powiedziałem kładąc się do wanny. Popatrzyłem na niego z błogim uśmiechem. – a wiesz co jeszcze, jest najlepsze? Jutro na zjeździe, nie będę pamiętać, jakiego cymbała z siebie zrobiłem – wymamrotałem kręcąc dłonią w powietrzu. Trafiłem na jego twarz. – Opowiedz mi coś. – wziąłem mu butelkę i napiłem się, następnie włożyłem ją delikatnie do ust chłopaka i nachyliłem. Tak by wypił więcej. Uśmiechnąłem się szeroko. 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Aż zatrzymałem się w progu. Nie spodziewałem się takiego widoku. Nawet nie pomyślałem, że mógłby chociaż jedną książkę odłożyć na miejsce, a tu proszę...nawet kuż wytarł. Naprawdę, czy mnie nie było aż tak długo? Ja bym się męczył z tym sprzątaniem parę godzin, jak nie dni. Z resztą, co go tak naszło? Nie prosiłem o sprzątaczkę...
- Aż tak bardzo ci się nudziło czekając na mnie? - powiedziałem zaskoczony, nie ruszając się z miejsca.
- Nie mogłem patrzeć na ten bałagan.
- Bałagan? Jaki bałagan? To był artystyczny nieład.
- Jasne...może jeszcze powiesz, że było czysto, hm?
- Tego akurat nie powiedziałem.-zamknąłem drzwi rozglądając się naokoło. - a tak ogólnie nie natknąłeś się przypadkiem na Kuroi'ego? Powinien niedługo wrócić.
- Co? Na kogo?
- Ptak, a dokładnie kruk. Zadomowił się ostatnio u mnie. Wychodzi zazwyczaj podczas mojej nieobecności a wraca właśnie pod wieczór.
- Eee...a jeśli mogę wiedzieć, to jak on się przedostaje do środka?
- W rogu jednego okna jest dziura. 
W tym momencie w drzwiach od jednego pokoju pojawił się spory, czarny ptak. Wyraźnie zmieszał się obecnością drugiej osoby. Usiadłem na kanapie koło Ivan'a. Kuroi wleciał na jej oparcie i niepewnie podszedł do chłopaka, po czym zaczął ciągnąć go za włosy.
- Ałć!
Ja na ten widok uśmiechnąłem się pod nosem i odwróciłem wzrok.
- Może cię polubi. Nie każdego traktuje z taką życzliwością.
- Ty to nazywać życzliwością?!-powoedział powoli odchylając głowę od ptaka.
- Tak. Raz wziął nóż z kuchni i gonił z nim Christine.
Na te słowa chłopak z niepewnością się na niego popatrzył.
- No to jak, wznosimy toast? - zapytał patrząc na wszystko co przyniósł.
- Czemu by nie.
W taki właśnie sposób ilość zdobytego przez nas skarbu zaczął powolutku maleć, a my razem z tym zaczęliśmy powli tracić świadomość tego co robimy i mówimy. Śmialiśmy się dość głośno. Nagle nastała cisza, którą przerwał głos chłopaka.
- Czym się interesujesz? 
- Jaa?....muzyką. Lubię pisać teksty, albo coś pośpiewać...hm...jeszcze sportem i przedmiotami ścisłymi. A ty?
- szczególnie rysowaniem oraz grami i sztuczkami karcianymi.
- Kreatywnie...

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Przyglądałem się mu. Gdy skończył, zerknąłem w lustro. Wyglądają jak prawdziwe… na pierwszy rzut oka na pewno się nie zorientuje. Jednak lustro, je też by mógł umyć. Nie mogąc wytrzymać, przetarłem je i popatrzyłem z wyrzutem na chłopaka.
-Awansujesz z kaczki na brudasa. –Mruknąłem. - No to zlokalizowanie tamtych idiotów i uważanie na Kaspiana. – powiedziałem, ruszając do wyjścia. Po jakiś 20 minutach znaleźliśmy go wśród swoich adoratorów. Chłopak, widząc mnie, zamarł.
- zmieniłem zdanie owco!- zacząłem z rozłożonymi rękami. – No chodź, tobie też dam nowe imię.
-że co? – spytał jeden z jego kolegów, patrząc na chłopaka, który się nawet nie odezwał. Nie było trudno ich sprowokować. Po chwili pobiegłem w stronę owego nauczyciela. Zdyszany, ze strachem zacząłem mówić staruszkowi:
-po.. pobili… tam ta..m – dyszałem, wskazując palcem. Szybko ruszył na akcję ratunkową, a ja po upewnieniu się, że nikt nie patrzy, wszedłem do tego pomieszczenia. Zamknięte. Wlazłem mu do pokoju, zabrałem pęk kluczy i zacząłem próbować otworzyć. Gdy mi się w końcu udało, wszedłem do pokoju z regałami, pudłami i wieloma, naprawdę wieloma, rzeczami. Prócz alkoholu zabrałem też zioło i fiufkę. Zamknąłem drzwi, zostawiłem klucze na swoim miejscu. Mało brakowało, przez okno zauważyłem, jak idzie jakiś nauczyciel. Wątpię mimo wszystko, że wchodzenie, do pokoju nauczyciela by mi uszło i ruszyłem do pokoju chłopaka, w którym mieliśmy się spotkać. Widząc jak, nie szanuje książek, nie mogłem tak siedzieć. Pozakładałem mu miejsca, gdzie skończył czytać zakładkami, które przyniosłem od siebie. Otworzyłem okno i poukładałem mu książki alfabetycznie, uprzednio ścierając półkę. Zeszyty ładnie kolorystycznie, na blacie. Teraz mogę siedzieć. Gdy wszedł, chyba się zdziwił, że to poukładałem i trochę mu ogarnąłem ten burdel.
- chyba sobie nie zdajesz sprawy, jak śmierdzisz.- zacząłem z pretensjami. – mogliśmy się spotkać u mnie. Ja używam mydła i ścierki do kurzu. Przynajmniej wszystko poszło gładko – uśmiechnąłem się delikatnie, pokazując na dwie butelki wódki, likier oraz kartonik a obok lufka. – tego nie było w planach, ale uznałem, że jak już mam coś stamtąd brać to… czemu nie?

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Byłem zdezorientowany całą sytuacją. Nigdy nie widziałem Estebana, który by tak szybko chciał uciec.
- Co? Jaki nóż? Chyba rzeczywiście mnie dużo ominęło.- mówiąc patrzyłem w stronę w którą uciekł.
- Mówię ci, żałuj że nie przyszedłeś wcześniej.
- No nie ważne. Zasłużył sobie. Idziemy? 
Chłopak pokiwał głową potwierdzająco i ruszył pierwszy. Wyszedł, zostawiając mnie na dole i patrzył się z uśmiechem.
- Czemu nie idziesz?
Wlazłem na regał. Byłem zmuszony skakać, żeby się stąd wydostać. Nie wiedziałem, że stanąłem po tej stronie, której była dziura pod meblem, więc podczas wyskoku przez przypadek przerwóciłem regał, przez co ledwo złapałem się drabinki. 
- Wybacz, zapomniałem, że nie dostajesz do drabinki. - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Ta, jasne....a co do tej wódki....koło budynku B, Szczypior ma pomieszczenie, w którym trzyma zkonfiskowane rzeczy uczniów. Znajdziesz tam praktycznie wszystko, tylko musisz umiejętnie się zakraść. W końcu nie może cię tam nikt zobaczyć, a zwłaszcza Szczypior. - popatrzyłem w stronę budynku B.- Obok ma też swój "pokój". Pewnie teraz tam siedzi. Trzeba by go stamtąd wywabić i czymś go zająć...i może nawet wiem jak. Wchodzisz w to?
- Pewnie. A przedstawisz mi twój plan?
- Wykorzystamy przestraszonego Estebana i jego grupkę. Namalujemy sobie rany, tak, aby wyglądały jak prawdziwe, idziemy do nich i ich wkurzamy. Będę robił za ofiarę. Kiedy będę już leżał pobiegniesz do Szczypiora i powiesz, że nas pobili. Od razu pobiegnie na miejsce, które mi wyznaczysz płosząc przy okazji tamtych idiotów, więc będą się przez jakiś czas gonić po całym terenie szkoły. Pewnie na początku pobiegną gdzieś w stronę tej dziury, którą wieźliśmy do tych piwnic, więc będziemy mieli sporo czasu. Inni nauczyciele będą zajęci. Musimy uważać na Kaspiana, a z nauczycieli jedynie możemy się natknąć na pana Arthura, który będzie miał wszystko gdzieś i gdyby inny nauczyciel spytał go czy coś widział, jego odpowiedź standardowo brzmiałaby "nie, nic się nie działo", więc może zostaniemy uratowani.
- No dobra, a więc...?
- Idziemy do mnie.
Od razu poszliśmy do budynku D. Weszliśmy do mojego pokoju.
- Em...nie chciałoby ci się tu nie raz posprzątać?
Rozejrzałem się. Faktycznie, był burdel. Książki i zeszyty były rozp.ierdolone wszędzie. 
- Raczej nikt mnie nie odwiedza, więc nie spodziewałem się gości. - powiedziałem po chwili milczenia.
- A czym dokładniej mamy to namalować.- powiedział chłopak unosząc jedną brew.
Ruszyłem do łazienki przynosząc z niej farby do twarzy i jeszcze pełno innych kosmetyków.
- Farby? Skąd ty to wszystko masz? - spytał zaskoczony.
- Większość przytahałem z domu.
Zabraliśmy się za robienie sztucznych ran. Muszę przyznać, że nie wyszły najgorzej.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

- Złożę cię do boga, poproszę o łaski. Zgwałcę, a w twojej krwi urządzę orgie ku jego czci. Będzie fajnie. – mówiłem, dalej chcąc go nastraszyć. Chyba mi to nawet wychodziło- stwierdziłem to, po tym, jak wyciągnął nóż. To się zaczyna zabawa. Odsunąłem się od niego, nucąc pod nosem melodie. Rozbieg i skoczyłem na niego, łapiąc jego dłoń z ostrzem. Upadł, a echo jeszcze chwile się niosło. Kichnąłem, odwracając głowę. To odbiera mi wiarygodności. Mimo wszystko muszę skończyć ten kabaret. Polizałem jego dłoń, a ten z obrzydzenia chciał się wytrzeć i upuścił broń. Zadowolony z siebie, wziąłem nóż i uniosłem go w obu dłoniach ku górze.
- Ja ciebie chrzczę. Nazywasz się od dziś Moloch – dla tego, co niemowlęta, w ogień rzucam.- Ledwo się nie popłakałem ze śmiechu, gdy zobaczyłem jego minę, ale trzeba być jednak profesjonalistą.
To go uszczypnąłem, to klepnąłem w pośladek. Odskakiwałem na każde jego zamachnięcie się. W końcu przygniotłem go do wilgotnej ściany i trzymając jego ręce nad głową, uśmiechnąłem się szeroko.
- Puść mnie! – wrzasnął, chyba faktycznie, uwierzył mi w bzdury, o składaniu ofiar bogom. Pociągnąłem nosem.
- Już ci mówiłem, tylko raz zaboli – powiedziałem pewnie. Moją uwagę odwrócił dźwięk otwieranej studzienki. Zerknąłem, w tamtą stronę.
- nareszcie – zaczął ucieszony – Ten cymbał chce mnie zgwałcić! – wrzeszczał. Odepchnął mnie. Jednak, zamiast tych jego przydupasów, zobaczyliśmy Seo-Joon’a. Uśmiechnąłem się zadowolony. Gdy ten był zajęty patrzeniem w kaczkę, złapałem go mocniej niż wcześniej i dłoń położyłem na jego poliku.
- Dalej ciekawy kanałów? – zamruczałem, ocierając się o niego. Zaprzeczył, kręcąc głową, na co się zaśmiałem. Polizałem go po twarzy, na co zaczął się szarpać i usiłować mnie kopnąć. – Słony jesteś – splunąłem mu na twarz. Popchnąłem go, tak by upadł.
- Seo- Joon’ie – zacząłem - utwórz krąg, by pan był rad – rozkazałem donośnym głosem.- Chyba że nasz przyjaciel, nie chce być rozdziewiczony. – usiadłem na nim- Puszcze cię, jeśli tylko dasz sobie spokój, a to, co widziałeś, zachowasz dla siebie.- wydyszałem – Moloch wie. Moloch widzi. – chichotałem. Gdy mi przytaknął, wstałem z niego. – pamiętaj, co cię spotka, jeśli złamiesz obietnice. – Gdy na mnie popatrzył, wchodząc po regałach, złapałem się za krocze.
Dopiero gdy byłem pewny, że nikt nie słyszy.
- uwierzył mi – klasnąłem w dłonie ze śmiechem, patrząc na chłopaka. – żałuj tylko, że nie było cię wcześniej, gdy chrzciłem nóż. Jego mina… - kichnąłem. Uśmiechnięty podszedłem bliżej do chłopaka. – Ale wódka by się faktycznie przydała. Znów coś złapie… nie wiem, gdzie on się tarzał – mruknąłem, wycierając usta. Popatrzyłem w oczy kaczki. Nawet byłem z siebie zadowolony. - rozwijam się tutaj artystycznie dwa kabarety z rzędu.

<Seo-Joon?>


piątek, 22 lutego 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan


Po lekcjach wpadłem do pokoju i standardowo rzuciłem plecakiem w jego kąt. Usiadłem na biurku. Patrząc na rozwalone zeszyty, zacząłem zastanawiać się nad propozycją Ivan'a. Z jednej strony - i tak nie miałem za bardzo nic do robienia, ale z drugiej strony - miałem dość tego białego głąba. Już od paru lat samo patrzenie na niego jest dla mnie karą. Postanowiłem iść. Byłem już przy drzwiach wejściowych do budynku D, gdy nagle się rozmyślałem i wróciłem do siebie. Zrobiłem jeszcze około siedem takich kursów, gdy natknąłem się na Kaspiana.
- A ty co tak łazisz w te i zpowrotem? - zapytał widocznie rozbawiony
- Tak o...se łażę....taki spacer.
- Co ty kilogramy zrzucasz? Spokojnie, przecież i tak już prawie nic nie ważysz.-powiedział zginając się ze śmiechu.
- Nie kur.wa....nabijam kilometry do "pomoc mierzona kilometrami". - mruknąłęm i odszedłem, zostawiając bruneta za sobą.
Wyszedłem za zewnątrz. O dziwo było dość pusto. Miałem ochotę znowu zawrócić, ale wiązałoby się to z ponownym spotkaniem Kaspiana. Ruszyłem wolnym krokiem przed siebie. Za jakiś czas koło mnie zjawili się towarzysze Estebana.
- Gdzie on jest?!
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie z Ivan'em poszli do ścieków.
- Idziemy. - zarządził jeden z tyłu.
- Chwila, chwila. - zatrzymałem ich.- a dostaliście pozwolenie? Wydaje mi się, że skoro wcześniej nie poszliście, to zapewne był tego jakiś konkretny powód. Teraz pozostaje wam tylko czekanie....z resztą, co? Jesteście takimi beksami, że nawet godziny nie możecie wytrzymać bez tego durnia? Kiedyś wróci...może - dodałem szeptem i odszedłem zostawiając ich z tyłu.
Trzeba przyznać, że byli zaskoczeni, a ich miny były bezcenne. Skierowałem się w stronę studzienki, jednak byłem zmuszony obejść budynki, aby nie ściągnąć za sobą tamtej gromadki. Nareszcie dotarłem na plac, przed głównym budynkiem, gdzie znajdowała się ówa studzienka.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Czy wszyscy tutaj wyglądają, jak wyrwani z jakiejś komedii?! Na czym ja mam zawiesić wzrok? Na szczypie, udającej swoimi kudłami Einstein’a?! Przez te kilka minut, przyglądnąłem się uważnie osobom z klasy. Westchnąłem, dość głośno a czując jak, coś wisi w powietrzu, podszedłem do chłopaka. Położyłem dłoń na jego ramieniu i patrząc mu w oczy, z uśmiechem oznajmiłem.
-Bardzo chętnie, pójdę tam razem z tobą. Tylko z tobą – powiedziałem, mając plan, co zrobić by się odczepił. Nie wygląda na osobę, która jest otwarta na nowe doznania. Złapie go raz, drugi, za du.pę i spokój. Może mi przyleje… To mu oddam, nie ma problemu.
Nauczyciel przyszedł chwile po tym, wchodząc do klasy, poczułem pociągnięcie za rękaw.
-hm? –zerknąłem na kaczkę
-co chcesz zrobić? -spytał, na co się szeroko uśmiechnąłem.
-przyjdź, będzie zabawnie – obiecałem i wszedłem do klasy.
Po leniwie płynących mi lekcjach podszedłem do tego typa.
- To co? Idziemy? – widząc, że tak jego obstawa, chce ruszyć. Pokazałem im palec wskazujący- a a a – zacząłem nim kręcić. – tylko ja i on, chyba że potrzebujesz opieki –zacząłem złośliwie i ruszyłem w stronę studzienki. Ciekawiło mnie, czy Seo-Joon przyjdzie na kolejne przedstawienie.
Gdy chłopak pojawił się, naprzeciwko mnie zacząłem
- hm chcesz wiedzieć, co robiliśmy, tak? – zachichotałem, robiąc wszystko, by czuł się niekomfortowo. Podszedłem do niego od tyłu i położyłem dłonie, na jego ramionach. – Myślę, że będzie bardzo ciekawie – wysapałem mu do ucha. Czując, że się za chwile zamachnie, by mnie odepchnąć, złapałem jego ręce.- ciii cichutko. Zawsze boli przy pierwszym razie. – zacząłem, a czując, że się boi, pozwoliłem mu się wyrwać.- Muszę przecież wiedzieć, czy nadajesz się na ofiarę – wymamrotałem ze wbitym wzrokiem, w sylwetkę chłopaka.
-Jesteś popie.rdolony – usłyszałem w odpowiedzi, na co zacząłem się śmiać.
- Sam się na to zapisałeś. Bóg ucieszy się z takiego ciała.

<Seo-Joon?>

czwartek, 21 lutego 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Kobieta patrzyła na nas z nie dowierzaniem, a uczniowie gapili się jakbyśmy mówili do nich po marsjańsku. 
-A-ale..- wyjąkała.- skąd wy to wszystkie wiecie? Takich rzeczy nawet w najlepszych szkołach się nie uczą...bynajmniej nie tak dokładnie. A poza tym...jak udało wam się zrobić to wszystko W ŚCIEKACH!?
- Szczegółowe informacje są zastrzeżone. Chyba powiedzieliśmy już dość dużo.-mruknąłęm
- Racja. Przepraszam, że was oskarżałam. Jeśli chcecie może postaram się o dostęp do ścieków, co wy na to?
- Nie! - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Wie pani, mamy na razie dosyć. Przeprowadzanie badań nie jest naszym ulubionym zajęciem. - dodał szybko chłopak co chwile pociągając nosem.
- No dobrze...dzisiaj jest prawie połowa klasy, więc może zostaniecie z nimi do końca lekcji. Usiądźcie do ławek.
Co prawda mieliśmy nadzieję na nieco inne zakończenie wygłaszania naszej pracy, ale jak trzeba zostać - to trzeba. Lekcja minęła dość szybko. Nauczycielka wychodząc z klasy zamknęła ją, aby na pewno nikt w niej nic nie rozwalił. Musieliśmy tkwić na korytarzu, a opuszczenie lekcji raczej nie wchodziło w grę, chociażby dlatego, że wszystkie nasze rzeczy zostały "uwięzione" w tym znienawidzonym pomieszczeniu przez wieku uczniów, nazywanym klasą. Czas przed następną lekcją nie minął nam jakoś bardzo kreatywnie. Wszyscy patrzyliśmy na siebie posępnym wzrokiem. Cisza była od czasu do czasu przerywana kichaniem Ivan'a. Jak na złość, akurat dzisiaj przyszło czterech idiotów, którzy nigdy nie przepuszczą okazji do bójki. Obawiałem się, że dzisiaj nie mogłoby być inaczej. Następne trzy lekcje mieliśmy z panem Arthurem. Lekcja się zaczęła, jednak nauczyciel jeszcze nie przybył. Zapewne szukał klucza. Wszyscy dalej od czasu do czasu rzucali sobie agresywne spojrzenia. Wprawdzie dzisiaj było zaledwie 13 osób, jednak napięcie rosło coraz bardziej, a cisza stawała się coraz bardziej irytująca. 
- Pff...jasne. Przyznajcie się, bo wam jeszcze uwierzę. Co robiliście w tych ściekach?- rzucił Esteban 
Cofam to, co powiedziałem o Christine. Esteban jest jeszcze bardziej wkur.wiający, chociaż...pewnie jeszcze milion razy zmienię zdanie, ale trzymajmy się na razie tego. Spojrzałem w stronę, z której zazwyczaj przychodzili nauczyciele, jednak jak na razie nikt się nie zbliżał. Oparłem się o parapet, trzymając lewą rękę przy kieszeni, w której zazwyczaj miałem składany nóż. Tak jak mogłem się spodziewać- Esteban i jego "przyjaciele" nie mogliby przegapić tak wspaniałej okazji jaka się właśnie nadarzyła.

<Ivan?>
Wiem, miała być krótka przerwa z napiętą akcją, ale mi takie coś przyszło do głowy i nie dawało spokoju.

środa, 20 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Tak, jestem cudownym aktorem. Kółko teatralne coś dało. Zadowolony z siebie, poszedłem z chłopakiem. Mam talent! Siedzieliśmy dobrą chwilę nad stołem, w ciszy.
- mogłem dodać, że pod względem filozoficznym – wymamrotałem, niezadowolony z siebie. Może jakimś cudem, udałoby się wrócić, do tamtej piwnicy? Co jak co, ale są tutaj, bardzo ciekawe rzeczy. Chłopak streszczał, mi to, co sam przeczytał – nie było czasu, bym mógł sam to ogarnąć, a szkoda. Gdy jednak przytaczał mi ten sam fragment po raz setny, zacząłem się tym nudzić, gdy zobaczyłem, że chłopak się niecierpliwi, zachichotałem pod nosem. Wziąłem długopis i kartkę.
- ja tutaj jestem od pisania bajek, więc się tym zajmę. Ty dawaj mi mądre słowa – oznajmiłem, układając sobie wszystko w głowie. Wybierałem co jakieś zdanie z notatek, zamieniałem, słowo, dwa i już miałem coś nowego. Pod koniec dnia, zasmarkany, zmęczony i zachrypnięty podałem mu zapisane 6 stron bajek.
– czuje się mądrze – zamruczałem-Praca pt.” jak ważne jest środowisko, na rozwój obiektu?” Podałem przykład bażanta, zamiast ludzkiego płodu.-wskazałem na zapiski psychopaty- Na koniec dwie kartki Ivana Coelho – wstałem zmęczony od stołu. – jest tutaj możliwość przemycenia wódki? – uniosłem brew – fajki mamy, zabrałem naszemu koledze z kanałów – uśmiechnąłem się, pociągając nosem. – trzeba oblać nasz gwarantowany sukces, literacki… nobel też by wyszedł, za powieść fantastyczna. – mruczałem, gdy on przeglądał, co tam w sumie posklejałem. Ruszyłem do swojego pokoju, mrucząc na odchodnym, że za chwile wrócę.
Nie powinienem mu ufać, jest zwykłym mordercą, który spędził kilka ładnych lat tutaj, wśród innych kryminalistów. Powinienem znów, wrócić myślami do swojej ucieczki. W pokoju wziąłem kartkę z tymi zajęciami. Dalej nie wiem, które da mi możliwość wyjścia, choć na chwilkę.
Zrobiłem sobie kawę i wróciłem, po godzinie. Usiadłem znów na swoim miejscu. Popatrzyłem na chłopaka, który naniósł trochę poprawek i swoich pomysłów.
-Naucz się to przedstawiać. Ja swoją część kabaretu odje.bałem-popatrzyłem mu w oczy i napiłem się, po omówieniu co i jak wróciliśmy do siebie.
Na drugi dzień, gdy mieliśmy to przestawiać, zabrałem ze sobą zapas chusteczek. Gdy chłopak opowiadał, ja przewijałem slajdy zdjęć omawianych rzeczy. Było lepiej niż wczoraj, chyba. Gdy skończyliśmy, popatrzyłem na nauczycielkę.
- Wiemy, że nie jest to idealne, jednak myślę, że jest to ciekawe zagadnienie. – wbiłem w nią wzrok.

<Seo-Joon?>

wtorek, 19 lutego 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan


Z uwagą przyglądałem się całej tej sytuacji, która mnie wręcz rozbawiła. W życiu nie pomyślałbym o takiej wymówkę. Nawet nie przypuszczałbym, że się na takie coś nabierze. Kto jak kto, ale ona? Przecież to przy niej praktycznie wszyscy uczniowie zachowują powagę - zwłaszcza w tłumaczeniu się."To fascynujący widok, przemijającego życia pospolitego komara, rodzącego się w kałuży ścieków". Po tych słowach wiedziałem, że już będzie tylko lepiej. Strasznie wprowadziły nauczycielkę w zakłopotanie. Było już po niej widać, że planuje nam trochę odpuścić. Gdy potem na dodatek w oczach chłopaka pojawiły się łzy, mieliśmy jak w banku, że wyjdziemy z tego cali. Nie mogła znieść jak któryś z uczniów płakał lub był smutny. Mimo, że tutaj trafiła jest kobietą bardzo wrażliwą. Wyjaśnia to dlaczego tak niechętnie bierze udział w planach misji z morderstwami. 
- Twierdzisz więc, że prowadziliście obserwacje i badania? - powiedziała lekko drżącym głosem nauczycielka.
Chłopak pokiwał głową na potwierdzenie. 
- No więc dobrze, nic się nie stało. - powiedziała patrząc w dół z lekkim uśmiechem. - może podzielicie się czymś nietypowym na lekcji?
Popatrzyłem na Ivan'a, który tylko spojrzał kątem oka w moją stronę. Siedzieliśmy jednak, że nie mamy innego wyjścia.
- Em...możemy jutro?
- A czemuż to? Nie możecie dzisiaj?
- Mamy bardzo niesprecyzowane notatki...musimy je trochę rozbudować...wie pani.
- Oczywiście. Więc jeśli robicie nam taką miłą przysługę - możecie iść do siebie. Popracujcie nad notatkami i jutro nam je zaprezentujecie. 
Wyszliśmy z klasy. 
- Proponuję wybrać coś z notatek tego wariata.-powiedziałem wyciągając je z plecaka.
- Jest tam coś o szczurach i komarach?
- No...nie do końca, ale w końcu powiedziała, że mamy się podzielić "czymś nietypowym". Nie informacjami i komarach. Z resztą nie powiedziałeś żadnych szczegółów.
Usiedliśmy na ławkach przy stole i rozpoczęliśmy poszukiwanie czegoś, co by się nadało. Zadanie okazało się o wiele trudniejsze niż nam się wydawało. Trzeba było znaleźć coś w miarę normalnego...coś, co dałoby się wykonać z rzeczy znalezionych w ściekach. Spędziliśmy parę godzin nad wnikliwym czytaniem i analizowaniem doświadczeń. Miałem ochotę wsiąść to wszystko i wyrzucić do kosza. Ileż to można siedzieć i czytać jedno i to samo?!


<Ivan?>

sobota, 16 lutego 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Tak bardzo się ucieszyłem na widok łóżka. Pociągnąłem z dwa razy nosem, kur.wa przeziębienie mam jak w banku. Wziąłem krótki prysznic, wtedy się zorientowałem, ile siniaków obić mam. Podłożyłem się do łóżka. Nie mogłem spać. Cały czas mogłem odczuć, szarpiące mnie nerwy. Owinąłem się szczelnie, myśląc nad ewentualną wymówką, która może się przydać...
Rano z trudem wstałem. Miałem spuchniętą prawą dłoń. Ubrałem obszerną bluzę i powoli poszedłem na lekcje. Wszedłem do Sali, kichając na dzień dobry. Usiadłem w ławce i położyłem głowę o blat. Dość… Z dzwonkiem wpadł do klasy chłopak. Wziął notatki, warto jak się o nie wypytam, ale później. Teraz chce przeżyć, ten dzień.
- Będziemy mieć rozmowę z panią Annie – oznajmił.
- Super, cieszę się – zironizowałem, wbijając w niego tępy wzrok. – czytałeś notatki? – spytałem po chwili.
-Później – zbył mnie, siedziałem, dokładniej leżałem, na ławce z nadzieją, że żaden nauczyciel nie zobaczy moich siniaków. Co wtedy powiem? „A tam pobił mnie jakiś psychopata, który siedzi pod murami szkoły i robi szaaloone eksperymenty” ? Ja bym w to nie uwierzył. Do sali weszła ta nauczycielka, czyli czeka nas rozmowa. Podniosłem na nią wzrok. Była… zdenerwowana? To chyba faktycznie, będziemy mieli problemy.
- Gdzie byliście wczo…? – zaczęła, na co przerwałem
-Jezu, nie dziś dobrze? Nie dziś – chyba ją tym jeszcze bardziej zdenerwowałem.
- A to dlaczego? – zaczęła, na co znów się jej wbiłem:
- A dlatego, że bardzo długo kontemplowaliśmy, nad sensem istnienia – prychnąłem pod nosem, mając jeszcze bardziej dość. Na koniec, jeszcze kichnąłem. Super. Widząc, że nie pomagam, wstałem i podszedłem do kobiety. – jestem zmęczony, myślę, że pani zrozumie, mogę pani opowiedzieć, ze szczegółami nasze rozmyślenia, nad teodyceą.
- Rozmyślaliście w kanałach, tak? – tutaj moja wymówka, nie była już taka cudowna.
- Rozumie Pani, najlepiej rozmyślać o takich sprawach, gdy można obserwować życie. My to robiliśmy, na dole jest naprawdę wiele szczurów. – zacząłem iść na żywioł. – muszę się w takim razie, kiedyś tam z panią wybrać. Naprawdę to fascynujący widok, przemijającego życia pospolitego komara, rodzącego się w kałuży ścieków. Następnie dorasta, dręczy nas, a na koniec trafia do sieci pająka. – uniosłem brew. – Takie malutkie stworzonko, a wie, jak skończy. Przepiękne!- Zacząłem gestykulować, by stać się bardziej wiarygodny.
-to przez komara, masz tak napuchniętą rękę? – spytała. Strzał w kolano, z tymi gestami.
-Tak zawzięcie broniliśmy swoich racji, że omal się nie pozabijaliśmy. Wie Pani, nie zawsze nowinki się dobrze przyjmują – uśmiechnąłem się delikatnie.
- A pobicie Christine?
- gdzie tam pobicie, wystawała kostka chodnikowa. Upadła, Byliśmy w złym miejscu i czasie- mówiłem, mając tak wielką ochotę, dorzucić coś uszczypliwego, w jej stronę, ale nie, teraz liczy się czysta du.pa.
-Se...– zaczęła, na co znów się jej wbiłem. Ciągnąc tym samym, ten kabaret.
- Mówię, jak było. – uniosłem brew, kładąc dłoń na piersi. - nie wierzy mi pani? – dodałem z żalem. Pomyślałem o mamie, o widoku jej w krwi. Napłynęły mi łzy do oczu.
- Naprawdę. Nie kłamię! Drugi dzień tutaj jestem – mówiłem, patrząc na kobietę. – Przecież nie raczyłbym – dodałem, pociągając nosem. –Chce się tutaj dobrze poczuć, po tym, co mnie spotkało. Po tym wszystkim, tyle stresu, że mnie zabiją. Myślałem, ze odetchnę, choć przez chwilkę. – zadygotałem – A teraz, pani mi nie wierzy – dukałem. Popatrzyłem zapłakany w jej oczy. Gdy zauważyłem, że nie do końca wie jak się zachować, dodałem – naprawdę to był przypadek… 

<Seo-Joon? co sądzisz, o kabarecie?>

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2