Pył uniemożliwiał widoczność, przez co biegnąc prosto przed siebie rozdzieliliśmy się. Nie widząc gdzie biegnę, potknąłem się o coś, w wyniku czego zaraz znalazłem się na ziemi. Za bardzo nie interesowało mnie co się stanie, więc leżałem i czekałem, aż wszystko się uspokoi. Po jakimś czasie nareszcie nastała cisza. Usiadłem, próbując zorientować się, w której części budynku jestem. Wszystko na nic. Nie dość, że ciemno, to jeszcze w tych gruzach ciężko się odnaleźć. Chciałem zaświecić latarkę w telefonie, ale tu pojawił się problem, a mianowicie gdzieś mi wypadł telefon. Jedyne co teraz mogłem zrobić to poszukać wyjścia i przy okazji Ivan'a, lub czekanie aż sam przypadkiem na mnie trafi. Bez długiego zastanawiania wybrałem pierwszą opcję. Nie zwracając za bardzo na nic uwagi ruszyłem przed siebie. Przecież w końcu gdzieś dojdę... Jak pomyślałem sobie w jakiej sytuacji się znajdujemy, to aż mi się śmiać chciało. Najpierw uwięzieni w podziemiach, a teraz w zawalonym budynku szkoły, co dalej? Próbowałem dojść do jakiejś ściany, najlepiej gdzieś koło jakiegoś okna, które z niewiadomych przyczyn się nie zawaliło, żeby chociaż zobaczyć co się dzieje poza budynkiem. Znalezienie ocalałego okna na parterze graniczyło praktycznie z cudem, więc nie robiłem sobie nadziei. Nie widziałem kompletnie NIC. Ciągle w coś właziłem. Po jakimś czasie nawet nie zależało mi do dojścia do ściany. I tak w niczym by mi to nie pomogło. Ciekawe jak było na innych piętrach, czy cokolwiek ocalało...właśnie! Inne piętro. To była jakaś nadzieja na wydostanie się stąd. Nie było pewne czy się uda, ale warto byłoby spróbować, chociaż najbardziej zniechęcał mnie od tego prawdopodobnie bolesne lądowanie na ziemi. Skupiłem się na odszukiwaniu schodów, chociażby tylko po to, aby zobaczyć jak sytuacja ma się wyżej. Łaziłem wszędzie na oślep. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno ja całkiem nie straciłem wzroku. W końcu wyrżnąłem na schodach, przez co się tylko uśmiechnąłęm i ruszyłem na górę. Nareszcie trochę jaśniej. Światło wpadało przez małe dziury i pęknięcia w ścianach. Po pewnym czasie łażenia zorientowałem się, że właśnie stoję przed moją szafką. Była praktycznie cała. Wyciągnąłem latarkę. Świecąc wokół siebie zdziwił mnie fakt, jak dużo rzeczy ocalało...bardzo dużo. Po takim czymś nie spodziewałbym się, że cokolwiek przetrwa, a tu proszę. Rozejrzałem się jeszcze. Stwierdzając, że tutaj też nie znajdę drogi wyjścia chciałem, skierowałem się w stronę schodów. Latarka zgasła. Rozładowana. *Facepalm* i znów mrok opanował całe piętro. Zszedłem na dół. Może za drugim razem na coś trafię.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz