Z pewnym uśmiechem, sięgnąłem do portfela, tylnej kieszeni spodni. Wyciągnąłem miniaturowy zestaw kart. Zacząłem się trochę popisywać, prostymi sztuczkami, jak wyciąganie kart zza jego ucha czy wyciąganie tej której sobie wybrał. Ukłoniłem się przed nim, po takiej zabawie.
- wiesz, ze teraz powinieneś klaskać, co? – zaśmiałem się. Zacząłem się przy nim czuć dobrze, swobodnie… Miło. Uśmiechnięty, zerknąłem w stronę kartonika. Później na ptaka i na dziurę w oknie.
-słuchaj… Komore to my zrobimy w łazience – postanowiłem, zaczynając nabijać. Gdy byliśmy w łazience, ręcznikiem zatkałem kratkę wentylacyjną. Chłopak wziął ze sobą, to co zostało i bardzo dobrze. Usiadłem na podłodze, po turecku. Zaciągnąłem się i podałem mu.
-Po rocznym detoksie, dopiero mnie zetnie – Powiedziałem. Widząc, że zakaszlał z dwa razy podszedłem do niego. – Spokojnie, zaciągnij się powoli bo pójdzie kometa. –wyjaśniłem. Gdy w końcu załapał o co chodzi, oddał mi lufkę. – I jak? – spytałem z uśmiechem patrząc na chłopaka. Wzruszył ramionami.
- Nic – odpowiedział mi.
-tak tak, pełna kontrola… - zachichotałem wiedząc, że za chwile go trzepnie. Gdy spaliliśmy wszystko i siedzieliśmy w zadymionym pomieszczeniu, oparłem głowę o ścianę z uśmiechem.
-a jeśli… – zacząłem – żyjemy w powietrznym akwarium, a ryby to tak naprawdę ludzie?- zaśmiałem się, wpatrując w kaczkę.
- a powiedz mi…
- ha! Wzięło Cię co? – przerwałem mu.
-no cicho. – udałem, że zamykam usta na kluczyk. – powiedz, dlaczego zabiłeś matke? – wzruszyłem ramionami , na jego pytanie.
- Nie mam pojęcia. Nie pamiętam. Pamiętam jak, ją uderzyłem za pierwszym razem. Później przerażenie i jak ryczę na łóżku. Nie pamiętam, gdy rzekomo ją męczyłem, nie pamiętam, żeby się broniła, ani wyrywania paznokci, wybijania zębów. Później coś mnie pchnęło, do pokrojenia jej. Mogłem spie.rdalać. – wyznałem – oczywiście – uniosłem dłoń- nikt mi nie uwierzył. Bo jak to? Długo to planowałeś. Jesteś psychopatą, kryminalistą! Nie nadajesz się do społeczeństwa. – prychnąłem. – A czy… jakbym to tak długo planował, to bym zabił gdy ojciec wraca, za dwie godziny z delegacji? NO NIE. Ale mają mnie za idiotę – klasnąłem, robiąc pretensjonalny dziubek i sięgnąłem po alkohol. – Dziecko z dobrego domu, rodzice wykształceni, pieniądze, nic mu w życiu nie brakowało. Rozpuścili go za bardzo. Fakt! Jestem rozpuszczony. – zachichotałem pijąc – Szkoda, że nie widzieli, jak ta drobna kobieta, potrafi pierdolnąć. Jak bardzo jest bezduszna, obojętna, nijaka. Bezdomnemu na ulicy by nie pomogła. Nikomu by nie pomogła. Ta kobieta, to najgorsze co mnie mogło spotkać. Uderzyła mnie, zamknęła w piwnicy… Tylko dlatego, że nie chciałem być l e k a r z e m. Jak to, ona prawnik ojciec firma… a ty masz isć na medycynę! Całe mi życie zaplanowali, zaczęło się od sławnego skrzypka przez polityka do medycyny. Przynajmniej mogę, ci etiudę odj.ebać. Gdy tylko się dowiedzieli, że kręci mnie aktorstwo. Myślę, że za Stalina było lepiej, niż wtedy u mnie w domu. Nawet gdy byłem chory czy złamaną rekę, miałem ćwiczyć, dzień w dzień na skrzypcach, po dwie godziny. Niespełnione marzenie rodziców. Nie wiem, powinienem się czuć źle, że ich zawiodłem?– odgarnąłem włosy z twarzy – to właśnie była moja podstawówka. – zironizowałem– pociągnąłem nosem. – Żałuję, że zabiłem. Miałem kur.wa wszystko! Dziewczynę, dom, przyjaciół. Wszystko spier.doliłem. – prychnąłem poirytowany - Alicja, przestała się odzywać, po pierwszej rozprawie. Do tej pory, trzymała moją stronę, później uznała, że jestem chory. Chce do niej napisać. Chce ją zobaczyć. Chce spytać co z grubasem? Poprosiłem ją, by się nim zajęła. To jest cudowny kot. Miękki, kochany, mruczał zawsze, gdy brałem go na ręce- mimowolnie się uśmiechnąłem. –tęsknie za tym kotem. Bardzo, bardzo, bardzo.- mówiłem - Ojciec i tak wynajął najlepszych prawników. Pierwsze co usłyszałem, to kara śmierci. Byłem wtedy przerażony, chce tak wiele zrobić. Tyle zobaczyć a tutaj… chcą mnie zabić. Jeszcze nie spałem z kobietą z kutasem. Dwa w jednym, to takie zaje.biste! – zaśmiałem się - Nie mam z nim kontaktu,-wróciłem do tematu- ale chciałbym, mu też za to podziękować. Zabiłem mu żonę. Zniszczyłem reputacje, rozwaliłem życie. Nic do tego faceta nie mam, pewnie dlatego, że nigdy go nie było. - mówiłem i zacząłem opalać lufkę.- Chce, stąd uciec. Spróbować coś zrobić, by moje życie znów stało się wartościowe. – wymamrotałem cichutko, mieszając ze swoim ojczystym językiem. Popatrzyłem w jego stronę, słuchał. To było aż dziwne. – Nie wiedziałem, że jestem aż tak interesujący, by się we mnie tak patrzeć. – zaśmiałem się. – Tylko, co zrobię gdy ucieknę? Nie mam domu, rodziny, znajomych. Grosza przy du.pie. Będę bezdomnym, ulicznym artystą ze spalonego teatru – zaśmiałem się. – Napisz kiedyś o mnie książkę. To będzie hit – powiedziałem, wbijając w niego wzrok i podałem mu butelkę. – Wiesz co, chciałbym by cały świat, był w takiej komorze jak my teraz. Pragnę świata, w którym cierpienie umarło – śmiałem się – By ludzie byli szczęśliwi, weseli. Każdy do każdego życzliwy… - uśmiechałem się – Życie, wtedy byłoby piękniejsze, prostsze, milsze. Nikt nie czułby się odrzucony. Gorszy, bo nie wiem… nie ma pieniędzy, ale jest cudownym człowiekiem, miłym dla wszystkich. Każdy go lubi. – mruczałem trochę zaczynając bełkotać. Wyzerowałem drugą butelkę wódki i sięgnąłem by otworzyć likier. Zrobił to chłopak.
- byłeś kiedyś poważnie chory? – spytał chłopak na co się trochę zdziwiłem ale podjąłem się wyzwania i zacząłem
- prócz tego co stwierdzili w sądzie to chyba nie. Złamana ręka, spadłem z drzewa, podczas zabawy. Później to hmm zapalenie płuc. Przeważnie choruję, gdy mam bardziej nerwowy okres… - wyznałem
- wiesz co, lubię chyba z tobą pić. – zaśmiałem się, patrząc na chłopaka. – chce wziąć kąpiel, kiedyś w whisky – powiedziałem kładąc się do wanny. Popatrzyłem na niego z błogim uśmiechem. – a wiesz co jeszcze, jest najlepsze? Jutro na zjeździe, nie będę pamiętać, jakiego cymbała z siebie zrobiłem – wymamrotałem kręcąc dłonią w powietrzu. Trafiłem na jego twarz. – Opowiedz mi coś. – wziąłem mu butelkę i napiłem się, następnie włożyłem ją delikatnie do ust chłopaka i nachyliłem. Tak by wypił więcej. Uśmiechnąłem się szeroko.
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz