- Złożę cię do boga, poproszę o łaski. Zgwałcę, a w twojej krwi urządzę orgie ku jego czci. Będzie fajnie. – mówiłem, dalej chcąc go nastraszyć. Chyba mi to nawet wychodziło- stwierdziłem to, po tym, jak wyciągnął nóż. To się zaczyna zabawa. Odsunąłem się od niego, nucąc pod nosem melodie. Rozbieg i skoczyłem na niego, łapiąc jego dłoń z ostrzem. Upadł, a echo jeszcze chwile się niosło. Kichnąłem, odwracając głowę. To odbiera mi wiarygodności. Mimo wszystko muszę skończyć ten kabaret. Polizałem jego dłoń, a ten z obrzydzenia chciał się wytrzeć i upuścił broń. Zadowolony z siebie, wziąłem nóż i uniosłem go w obu dłoniach ku górze.
- Ja ciebie chrzczę. Nazywasz się od dziś Moloch – dla tego, co niemowlęta, w ogień rzucam.- Ledwo się nie popłakałem ze śmiechu, gdy zobaczyłem jego minę, ale trzeba być jednak profesjonalistą.
To go uszczypnąłem, to klepnąłem w pośladek. Odskakiwałem na każde jego zamachnięcie się. W końcu przygniotłem go do wilgotnej ściany i trzymając jego ręce nad głową, uśmiechnąłem się szeroko.
- Puść mnie! – wrzasnął, chyba faktycznie, uwierzył mi w bzdury, o składaniu ofiar bogom. Pociągnąłem nosem.
- Już ci mówiłem, tylko raz zaboli – powiedziałem pewnie. Moją uwagę odwrócił dźwięk otwieranej studzienki. Zerknąłem, w tamtą stronę.
- nareszcie – zaczął ucieszony – Ten cymbał chce mnie zgwałcić! – wrzeszczał. Odepchnął mnie. Jednak, zamiast tych jego przydupasów, zobaczyliśmy Seo-Joon’a. Uśmiechnąłem się zadowolony. Gdy ten był zajęty patrzeniem w kaczkę, złapałem go mocniej niż wcześniej i dłoń położyłem na jego poliku.
- Dalej ciekawy kanałów? – zamruczałem, ocierając się o niego. Zaprzeczył, kręcąc głową, na co się zaśmiałem. Polizałem go po twarzy, na co zaczął się szarpać i usiłować mnie kopnąć. – Słony jesteś – splunąłem mu na twarz. Popchnąłem go, tak by upadł.
- Seo- Joon’ie – zacząłem - utwórz krąg, by pan był rad – rozkazałem donośnym głosem.- Chyba że nasz przyjaciel, nie chce być rozdziewiczony. – usiadłem na nim- Puszcze cię, jeśli tylko dasz sobie spokój, a to, co widziałeś, zachowasz dla siebie.- wydyszałem – Moloch wie. Moloch widzi. – chichotałem. Gdy mi przytaknął, wstałem z niego. – pamiętaj, co cię spotka, jeśli złamiesz obietnice. – Gdy na mnie popatrzył, wchodząc po regałach, złapałem się za krocze.
Dopiero gdy byłem pewny, że nikt nie słyszy.
- uwierzył mi – klasnąłem w dłonie ze śmiechem, patrząc na chłopaka. – żałuj tylko, że nie było cię wcześniej, gdy chrzciłem nóż. Jego mina… - kichnąłem. Uśmiechnięty podszedłem bliżej do chłopaka. – Ale wódka by się faktycznie przydała. Znów coś złapie… nie wiem, gdzie on się tarzał – mruknąłem, wycierając usta. Popatrzyłem w oczy kaczki. Nawet byłem z siebie zadowolony. - rozwijam się tutaj artystycznie dwa kabarety z rzędu.
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz