Chłopak jest, nudny. W dodatku przez niego stoję przed zabitymi drzwiami. -Nie popisałeś się tym – uniosłem brew, szukając na ziemi czegoś, co przypomina drucik. Przetrząsnąłem kieszenie i wyciągnąłem materiałową chusteczkę, w której był powyginany drucik.
-pomyśl jak, od środka przybijemy deski, albo gdzie je schować – zaśmiałem się, siadając po turecku na ziemi. Zabrałem się za pierwszą kłódkę. Taka sama jak ta od sklepiku szkolnego. Kto by pomyślał, że kiedyś mi się to przyda? Nie minęło 15 minut, jak sobie poradziłem. Deski były tutaj pewnie, za nim się urodziliśmy, więc szarpanie się z nimi je tylko połamie. Popatrzyłem na kaczkę i ruszyłem obejść budynek, by poszukać jakiejś blaszki do powadzenia gwoździ. Gdy już chciałem wracać, stanąłem na dziwnie miękkiej trawie… Odsunąłem się i poczułem, jak zapadła mi się noga. Przekląłem pod nosem i odsunąłem się od wgniecenia. Pod warstwą trawy, był jakiś materiał, wyrwałem kilka kęp trawy. Złapałem za niego i odsłoniłem spróchniałe deski. Przez dziurę, jaką zrobiłem, mogłem zobaczyć, że, to tunel.
Wróciłem do chłopaka i pozakładałem kłódki.
- chodź, znalazłem coś ciekawego – powiedziałem w stronę kaczki. Kopnąłem w kolejną deskę, tworząc dziurę na tyle dużą, byśmy mogli wskoczyć. Wskoczyłem do środka. Woda po kostki to zapowiada się ciekawie. Zerknąłem w stronę chłopaka, który po chwili stał obok. Zasłoniliśmy wejście z nadzieją, że tutaj nikt nas nie znajdzie. Po kilku minutach stania w ciszy prychnąłem i włączyłem latarkę w komórce. Zacząłem iść przed siebie korytarzem.
- Nudna z ciebie kaczka.- westchnąłem – byłeś tutaj kiedyś? – spytałem, słysząc, że idzie, za mną.
- nie – odpowiedział.
-Jestem tutaj z 5 godzin, a już zwiedzam zatęchłe piwnice – zaśmiałem się – będzie ciekawie – mruknąłem, ze złośliwym uśmiechem. Gdy stanęliśmy na rozwidleniu: korytarz na tym samym poziomie a schody w dół. Nie bawiłem się w wyliczanki, tylko wybrałem schody w dół. W ciszy między chlupnięciami butów zorientowałem się, że muszą być tutaj szczury. Poprawiłem spodnie, nie chcąc zostać pogryziony, akurat ujrzałem szarego gryzonia, który przed nami uciekał. Zerknąłem kątem oka na Seo-Jonn’a.
- Miałeś kiedyś zwierzę? – spytałem, chcąc przerwać ciszę. – Ja miałem kota. Ma dłuższą sierść szaro-burą z białymi plamkami. Nazywałem go Grubas. – powiedziałem z uśmiechem, wspominając pupila. – Ale gdy byłem młodszy, miał miano mordercy. Zabił mi kanarka. Wróciłem ze szkoły i cały pokój miałem w piórach – zaśmiałem się. Moje wspominki przerwał fakt, że wpadłem po pas do wody. Co musiało go rozbawić. Wziąłem głęboki wdech, by się uspokoić. Nie dużo to dało, wściekły dłonią zacząłem szukać podparcia, by wydostać się z dziury. Złapałem się rury i podciągnąłem, nawet nie liczyłem na pomoc chłopaka. W sumie… wciągnąłbym go tylko za sobą. Gdy stałem cały mokry, zauważyłem wnękę, a w niej drzwi. Przyjrzałem się im dokładnie, wyłamany zawias. Kopnąłem je z całej siły, a naszym oczom ukazało się…
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz