- kur.wa nie chce umierać! – przestraszyłem się, odwróciłem się tyłem do głazu i pobiegłem w... Lewo. Tak, tak, lewo. Przełknąłem ślinę, bojąc się o swoje życie. Trzeba było nie włazić, w te korytarze. Zdyszany dobiegłem do ściany. Koniec? Uderzyłem w ścianę, bez większych rezultatów.
-no super zginę w piwnicach, przez jakąś pierdołę– prychnąłem z nerwowym uśmiechem. Widząc, wąski korytarz mruknąłem tylko pod nosem, nie zmieszczę się tam. Słysząc jednak, jak powoli się wszystko wali, rzuciłem kurtkę i ruszyłem w szczelinę. Po dłuższym takim spacerku mogłem stanąć w pełni wyprostowany. Poczułem świeże powietrze. Ożywiłem się i ruszyłem, w stronę przeciągu. W końcu dobiegłem do miejsca, gdzie te głuche odgłosy stały się, ciche. Usiadłem zdenerwowany, chowając twarz w dłoniach. Mam tego serdecznie dość. DOŚĆ! Cały mokry, zmarznięty, zmęczony. Popatrzyłem na chłopaka. Widząc, że za chwilę otworzy tę swoją paszczę. Momentalnie moja dłoń, pojawiła się na jego ustach.
-nawet nie próbuj. – zagroziłem, i znów usiadłem. Chce odpocząć. Zerknąłem na wyświetlacz w komórce.
-jest druga w nocy… - wymamrotałem, zdając sobie sprawę, jak dużo czasu tutaj spędziliśmy. Wziąłem głęboki wdech i wstałem. Rozejrzałem się… Cały czas tutaj jestem, tak bardzo bym chciał, by był to tylko, głupi koszmar. Mury były w pajęczynach, pająkach. Jakieś karaluchy. Nabawię się fobii, przez tę całą wyprawę. Ruszyłem dalej, dało się wyczuć, że atmosfera między mną a kaczką, jest jeszcze bardziej napięta. Po chwili padła mi bateria.
-chole.ra- zawarczałem. Staliśmy w całkowitych ciemnościach. Dopiero po chwili, chłopak wyciągnął swoją i włączył latarkę. Puściłem go przed siebie. Idąc za nim, wpatrywałem się w ziemię. Martwe myszy, pająki, szczury, karaluchy… Super. Słysząc dziwny głuchy dźwięk, zatrzymałem się… Czy my właśnie, zatoczyliśmy kółko? Przeraził mnie wizja, zostanie tutaj na zawsze. Zmarszczyłem brwi i dogoniłem chłopaka. Po długim cichym marszu doszliśmy do końca. Nie była to na szczęście ściana, a kolejne drzwi. Spróchniałe, stare drzwi. Były zamknięte, więc chłopak kopnął w zamek, na co się wyłamały. Schody, w górę . Tak bardzo się ucieszyłem, że klasnąłem. Mam tak wielką nadzieję, że w końcu stąd wyjdziemy.
Po przejściu schodów zamiast wyjścia doszliśmy do wielkiego pomieszczenia. Ścieki płynęły pośrodku oraz rur, wystających ze ścian. Na ziemi były jednak regały, połamane krzesła oraz stoły. Butelki, szkło jakaś folia. Zerknąłem, w górę.
- studzienka – powiedziałem z uśmiechem. – Teraz tylko złapać się tej drabinki…- dodałem, widząc, że ja będę mieć z tym problem, a co dopiero kaczka.
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz