Świat bez cierpienia...eh...chyba za długo tu siedzę, żeby móc to sobie wyobrazić. Powtarzałem sobie jego słowa jak zacięty gramofon - w kółko jedno i to samo. Szczerze mówiąc, ja już zapomniałem co to życzliwość, co to szczęście...życie wydało mi się monotonne. Codziennie to samo. Ci sami ludzie i te same słowa wypowiadane przez nich. Jesteśmy w Szkole Morderców...tutaj każdy pogodził się ze swoim losem i nie interesuje nikogo co się dzieje poza murami szkoły. Z resztą ja sam zapomniałem o życiu z dala od tego miejsca, o ludziach, którzy teraz swobodnie przechadzają się po ulicach miast. Już się przyzwyczaiłem z faktem, że wszyscy traktują nas jak potwory. Dla innych straciliśmy człowieczeństwo. W zewnętrznym świecie wszyscy wpajają sobie, że tu nie ma życia, że my nie istniejemy...myślą, że tu jest jak w dziczy - każdy bez zastanowienia może zabić każdego, myślą, że nie mamy uczuć. Wstydzą się nas i chcą wyeliminować. Sam już nie pamiętam, jak żyje się normalnie...może to dlatego, że u mnie nigdy nie było normalnie. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.
- Ja już się o sobie naopowiadałem. Teraz twoja kolej, a więc...zacznijmy może od twoich włosów. Dlaczego są różowe?
- Dobre pytanie.-odpowiedziałem próbując przypomnieć sobie czy aby na pewno ja nic z nimi nie zrobiłem.
- To ty nie wiesz?
- Nooo...nie. Od zawsze takie były, ale jakoś szczególnie mi nie przeszkadzały. Przynajmniej pomagały mi się wyróżnić z tłumu.- powiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Pomagały? Wciąż to robią, chociaż sądzę, że już bez nich się dość wyróżniać. - spojrzałem na Ivan'a, który się tylko uśmiechnął. - różowy to dość niespotykany kolor włosów. - podsumował swoją wypowiedź. - hmm...a tak w ogóle czemu trzymasz się zawsze sam? Przecież jest tu tylu uczniów i nikt do ciebie nie przychodzi.
- Lubię samotność...a raczej byłem zmuszony ją lubić. Jak tu przyjechałem od razu zrobiłem złe pierwsze wrażenie, z resztą jak zawsze. Lepiej dla mnie i dla innych. Poza tym nie wiem czy ktoś chciałby się zadawać z osobą, która nie wliczając misji ma na koncie sześć morderstw. I tak już niektórzy uciekają gdy tylko mnie zobaczą.
- Okey, aaaa...
- Weź, czuję się jak na jakimś przesłuchaniu.
- Teraz moja kolej w zadawaniu pytań. Ja już się nagadałem, więc bądź tak uprzejmy i daj mi zadawać pytania, abym tym razem ją mógł posłuchać.
- Niech ci będzie. - oparłem się wygodniej o ścianę, przyglądając się dymu w pomieszczeniu w oczekiwaniu na pytanie chłopaka.
- Czego się boisz?
-Hm....
To pytanie wymagało więcej czasu do szczególnego zastanowienia się.
- Nie wiem...nigdy się nie zastanawiałem. Wcześniej byłem chyba zbyt głupi, żeby zastanawiać się nad takim czymś...wcześniej bałem się, że stracę bliskich, jednak z czasem stało mi się to obojętne, tak jak całe życie. Naprawdę żałowałem, że to auto mnie nie walnęło mocniej, że przeżyłem.
- Hm?
- Tak , miałem wypadek, ale jak głupi się podniosłem i mimo rozwalonej głowy i innych ran poszłam dalej. W końcu głupek zawsze ma szczęście.
Wbiłem wzrok w podłogę.
- A...jak tu trafiłeś?
Wypadałoby powiedzieć. W końcu on wszystko opowiedział, więc nie odrywając wzroku z płytek zacząłem mówić:
- Podobno rodzice już na samym początku mnie znienawidzili. Rok po moich narodzinach "zyskałem" brata. Miał na imię In-Hyuk. Ja zawsze siedziałem sam - na początku nikt się mną nie interesował, a potem próbował do mnie zagadywać brat, któremu rodzice ciągle mówili, żeby do mnie się nie zbliżał, ale on swoje. Ja tylko chcąc go uniknąć zacząłem uciekać z domu. Potem dał sobie spokój wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie. Potem ten wypadek i może tydzień po tym....podszedłem do In-Hyuk'a i zaproponowałem mu zabawę w chowanego. Oczywiście zgodził się. Kazałem mu się chować. Mi się nie śpieszyło, więc powoli przeszedłem całą górę, potem zszedłem na dół. Rodzice siedzieli w salonie. Koło okna mieliśmy tam szafę. Wiedziałem, że on tam jest i się nie myliłem. Moje słowa pamiętam jakbym wypowiedział je wczoraj " według starego zwyczaju przegrałeś, a karę będzie...śmierć" zaraz po tym na podłodze pojawiła się kałuża krwi. I jak myślisz? Rodzice przerażeni, kazali mi się spakować...ja nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, wziąłem wszystkie rzeczy i pojechali ze mną na badania, a z tamtąt szybko dzwonili po policję i ochotę, abym na pewno nie zrobił nikomu krzywdy. A ja...ja się cieszyłem. - nadal gapiłem się w podłogę. Nie mogłem zrozumieć siebie. Zamiast chociaż próbować uciec, to w podskokach biegłem do radiowozu. - ale ja głupi...- Opowiadając to wszystko wytyknąłem sobie nawet najmniejszy błąd, dosłownie wszystko.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz