Spojrzałem na chłopaka, który widocznie nie spodziewał się tak agresywnej reakcji po takim człowieku.
- Przyzwyczai się i nie podpadnij Szczypiorowi bo skończysz jak tamte dwa gamonie.
- Co? Czemu Szczypior?
- A skąd mam to wiedzieć? Od zawsze tak mówili na tego dziada. - Szczerze mówiąc teraz nawet mnie zaczęło ciekawić czemu jest nazywany "Szczypiorem". Stałem jeszcze przez chwilę. Potem ruszyłem dalej, jednak przechodząc nie dużą odległość zatrzymałem się, zdając sobie sprawę z faktu, że dzisiaj raczej nie będe mógł nacieszyć się spokojem, zwłaszcza gdy zobaczyłem biegnącą z naprzeciwka Christine. Jej nie da się nazwać człowiekiem.
W tej chwili najchętniej bym poszedł jak najdalej stąd, ale chyba bym sobie nie wybaczył gdybym pozwolił aby ta wariatka dopadła Ivan'a. Przebywanie z nią to istne piekło, kara na którą zasługują tylko nieliczni. Zasypywała każdych głupimi pytaniami i gadała tylko o sobie. Do osób, które są nowe w szkole potrafiła się przyczepić jak rzep i łazić za nimi przez parę następnych dni.
Mimo wszystko korzystając z dobrej sytuacji, gdy dziewczyna znalazła się w odpowiednim miejscu podłożyłem jej nogę. Ta upadła twarzą w kałuże.
- Ej! To ty mi podłożyłeś nogę!
- Sama sobie ją podłożyłaś debilko. - odpowiedziałam radosny z zaistniałej sytuacji.
Uwielbiałem jak się wnerwia, gdyż potem przez tydzień chodzi obrażona, do nikogo się nie odzywa, a jej zachowanie przebija nie jednego błazna, przez co na terenie szkoły odgrywają się niezłe kabarety.
- Czy zawsze musisz robić ze mnie idiotkę?! - wykrzyczała piskliwym głosem.
- Nawet nie muszę, bo już nią jesteś.
Wyraz twarzy Christine uległ nagłej zmianie. Z agresywnego buraka zmieniła się w 5-letnie dziecko, które zaraz wybuchnie płaczem.
Patrząc za siebie zwróciłem się do chłopaka:
- lepiej trzymaj się od niej z daleka.
Christine oburzona pobiegła krzycząc w stronę budynku. Nie długo potem można było także usłyszeć pana Szczypiora:
- Czego się drzesz?! - było widać wyraźnie, że dzisiaj wstał lewą nogą.
Ta sytuacja rozbawiła nie tylko naszą dwójkę, bo parę osób stojących nie daleko zaczęło się głośno śmiać.
- No więc dowiem się w końcu jak masz na imię?
- Seo-Joon, a tak w ogóle czemu mówisz na mnie kaczka? - odezwałem się po chwili ciszy.
Zanim usłyszałem odpowiedzieć na moje pytanie zobaczyłem panią Annie, która wyraźnie szła zdenerwowana w naszą stronę. Zapewne Christine jej wszystko powiedziała. W takich sytuacjach najlepszym rozwiązaniem była ucieczka, gdyż inaczej by to się źle skończyło.
- No dobra, na razie nie ważne. Biegnij póki możesz.- powiedziałem zmuszając chłopaka do biegu.
Gdybyśmy zostali w najlepszym przypadku skończyłoby się to siedzeniem przez parę dni w klasie aż do ciszy nocnej. Tak więc nie zwracając uwagi, czy chłopak biegnie wciąż za mną, skierowałem się w miejsce, o którym pamiętali jedynie nieliczni uczniowie. Był to mianowicie stary plac zabaw na końcu terenu szkoły. Nawet nauczyciele zapomnieli o nim. Nikt tu raczej nie przebywał, a z pozostałości placu zostały jedynie dwie drewniane huśtawki zawieszone na drzewie, drabinki, ławki, stoliki, stelaż zjeżdżalni oraz wysoki, murowany podest, z którego było widać zachody słońca. Dotarłszy do celu, odwróciłem się aby zobaczyć czy Ivan biegł za mną do samego końca.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz