Tak bardzo się ucieszyłem na widok łóżka. Pociągnąłem z dwa razy nosem, kur.wa przeziębienie mam jak w banku. Wziąłem krótki prysznic, wtedy się zorientowałem, ile siniaków obić mam. Podłożyłem się do łóżka. Nie mogłem spać. Cały czas mogłem odczuć, szarpiące mnie nerwy. Owinąłem się szczelnie, myśląc nad ewentualną wymówką, która może się przydać...
Rano z trudem wstałem. Miałem spuchniętą prawą dłoń. Ubrałem obszerną bluzę i powoli poszedłem na lekcje. Wszedłem do Sali, kichając na dzień dobry. Usiadłem w ławce i położyłem głowę o blat. Dość… Z dzwonkiem wpadł do klasy chłopak. Wziął notatki, warto jak się o nie wypytam, ale później. Teraz chce przeżyć, ten dzień.
- Będziemy mieć rozmowę z panią Annie – oznajmił.
- Super, cieszę się – zironizowałem, wbijając w niego tępy wzrok. – czytałeś notatki? – spytałem po chwili.
-Później – zbył mnie, siedziałem, dokładniej leżałem, na ławce z nadzieją, że żaden nauczyciel nie zobaczy moich siniaków. Co wtedy powiem? „A tam pobił mnie jakiś psychopata, który siedzi pod murami szkoły i robi szaaloone eksperymenty” ? Ja bym w to nie uwierzył. Do sali weszła ta nauczycielka, czyli czeka nas rozmowa. Podniosłem na nią wzrok. Była… zdenerwowana? To chyba faktycznie, będziemy mieli problemy.
- Gdzie byliście wczo…? – zaczęła, na co przerwałem
-Jezu, nie dziś dobrze? Nie dziś – chyba ją tym jeszcze bardziej zdenerwowałem.
- A to dlaczego? – zaczęła, na co znów się jej wbiłem:
- A dlatego, że bardzo długo kontemplowaliśmy, nad sensem istnienia – prychnąłem pod nosem, mając jeszcze bardziej dość. Na koniec, jeszcze kichnąłem. Super. Widząc, że nie pomagam, wstałem i podszedłem do kobiety. – jestem zmęczony, myślę, że pani zrozumie, mogę pani opowiedzieć, ze szczegółami nasze rozmyślenia, nad teodyceą.
- Rozmyślaliście w kanałach, tak? – tutaj moja wymówka, nie była już taka cudowna.
- Rozumie Pani, najlepiej rozmyślać o takich sprawach, gdy można obserwować życie. My to robiliśmy, na dole jest naprawdę wiele szczurów. – zacząłem iść na żywioł. – muszę się w takim razie, kiedyś tam z panią wybrać. Naprawdę to fascynujący widok, przemijającego życia pospolitego komara, rodzącego się w kałuży ścieków. Następnie dorasta, dręczy nas, a na koniec trafia do sieci pająka. – uniosłem brew. – Takie malutkie stworzonko, a wie, jak skończy. Przepiękne!- Zacząłem gestykulować, by stać się bardziej wiarygodny.
-to przez komara, masz tak napuchniętą rękę? – spytała. Strzał w kolano, z tymi gestami.
-Tak zawzięcie broniliśmy swoich racji, że omal się nie pozabijaliśmy. Wie Pani, nie zawsze nowinki się dobrze przyjmują – uśmiechnąłem się delikatnie.
- A pobicie Christine?
- gdzie tam pobicie, wystawała kostka chodnikowa. Upadła, Byliśmy w złym miejscu i czasie- mówiłem, mając tak wielką ochotę, dorzucić coś uszczypliwego, w jej stronę, ale nie, teraz liczy się czysta du.pa.
-Se...– zaczęła, na co znów się jej wbiłem. Ciągnąc tym samym, ten kabaret.
- Mówię, jak było. – uniosłem brew, kładąc dłoń na piersi. - nie wierzy mi pani? – dodałem z żalem. Pomyślałem o mamie, o widoku jej w krwi. Napłynęły mi łzy do oczu.
- Naprawdę. Nie kłamię! Drugi dzień tutaj jestem – mówiłem, patrząc na kobietę. – Przecież nie raczyłbym – dodałem, pociągając nosem. –Chce się tutaj dobrze poczuć, po tym, co mnie spotkało. Po tym wszystkim, tyle stresu, że mnie zabiją. Myślałem, ze odetchnę, choć przez chwilkę. – zadygotałem – A teraz, pani mi nie wierzy – dukałem. Popatrzyłem zapłakany w jej oczy. Gdy zauważyłem, że nie do końca wie jak się zachować, dodałem – naprawdę to był przypadek…
<Seo-Joon? co sądzisz, o kabarecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz