Gdy chłopak poszedł do stojącej w pobliżu karetki, ja zacząłem wycofywać się do tyłu, ponieważ jak dla mnie było tu za duże skupisko ludzi. Wszyscy myśleli, że zostaliśmy pod gruzami. To był kolejny powód, dla którego wolałem się ulotnić jak najszybciej. Poszedłem w stronę zapomnianego placu zabaw. Jedyne miejsce w którym nikogo nie ma... Idąc dalej, zorientowałem się, że za bardzo nie będziemy mieli się gdzie podziać-bynajmniej na razie. Budynki zostały zniszczone, a razem z nimi wszystko co się w nich znajdowało. Nauczyciele będą musieli szybko odkupić nam wszystko zniszczone rzeczy. Nie będą mieć wyboru. Gniew niektórych uczniów będzie wręcz nie do zniesienia dla wszystkich. Dofinansowanie od kraju mamy jak w banku. Przecież gdyby to miejsce upadło, na ulice wkroczyłaby chmara morderców zagrażających innym. Nagle usłyszałem krzyczącego pana Szczypiora, ogłaszającego, że będziemy musieli spać na trawie. Zaraz potem rozległy się krzyki zbuntowanych uczniów. Już miałem wątpliwości, czy oni na pewno powinni tu siedzieć, skoro nawet przeszkadza im spanie na trawie. Temperatury nocą zazwyczaj były na minusie. Trudno, najwyżej zmarzniemy. Po chwili z nieba zaczęły lecieć krople deszczu, więc jeszcze zmokniemy. Za to będzie zabawnie. Nie zawsze można zobaczyć, jak cała szkoły została zmuszona siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę na zewnątrz. Ja na samą myśl o tym się uśmiechnąłem. Moje radosne myśli przerwał piorun oraz ulewny deszcz, lecz przez krzyki paru spanikowanych osób znów powróciły. Nigdy nie sądziłem, że pogoda wywoła taki chaos. Stwierdziłem podejść bliżej innych i pośmiać się z głupoty niektórych głąbów. Był to dobry pomysł. Takiego zamętu dawno nie było. Niektórzy wrzeszczeli na siebie nawzajem, inni biegali w te i z powrotem z krzykiem, dwie osoby zaczęły kopać dla siebie grób, a pomiędzy wszystkimi biegał drący się Szczypior. Tylko niektórzy stali bezczynnie. Oparłem się o drzewo i obserwowałem całe to zajście.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz