-mam nadzieję, że x nie będzie sprawdzać jak mi idzie – wymamrotałem na odchodnym.
Jakoś do mnie nie docierało, że chłopak sam zaproponował mi pomoc. Jakoś też, nie bardzo okazywał, jakąkolwiek sympatie i często dawał mi do zrozumienia, że niespecjalnie mnie lubi. Nie rozumiałem więc, dlaczego Seo-Joon chciał mi pomóc. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał. Poszedł na budowę nosić jakieś wory cementu, to będzie dość zabawne, gdy będzie nosić, worki ważące tyle co on. Zająłem się resztą, konserwacja jakiś pier.duł, najpierw musiałem zedrzeć farbę, jak było w instrukcji, a dopiero później mogłem to pomalować, czy coś… Nie zajęło mi to długo, myślałem o chłopaku, który za mnie poszedł na budowę – to naprawdę miłe. Następnie ruszyłem szybkim krokiem, pomóc w kuchni do kolacji, krojenia i struganie warzyw. Zabrałem z kuchni croissanty. Wziąłem je chyba tylko po to, by jakoś pokazać chłopakowi wdzięczność. Przecież, dzięki temu skończę to dzisiaj. Gdy posprzątałem po gotowaniu z kucharzem, wyszedłem. Zorientowałem się czy chłopak skończył, musiał być zmęczony po czymś takim. Zerknąłem na godzinę… za chwile 18. Lepiej jak się ruszę. Zostawiłem szybko jedzenie w namiocie. Ostatnie zadanie; przekopanie ogródka. Znalazłem ogrodnika, który został poinformowany i bez słowa dał mi łopatę. Przyjeżdżając tutaj, nigdy bym nie pomyślał, że będę się bawić w takie rzeczy. Powinienem zagrać obrażoną dziunię, założyć nogę na nogę i udawać, że to wszystko mnie nie dotyczy. Ciekawe co wtedy ta biała pier.doła by zrobiła. Podczas kopania, usłyszałem dziadka.
- uważaj na sadzonki. – burknął, nie przyjemny typ. – tutaj masz ziemię, którą masz zmieszać, a następnie rozsypać nawóz. –westchnąłem kiwając głową. Łaskawie coś do mnie powiedział, już go nie lubię. Wygląda jakby na jego skórze, robale zakładały nową cywilizacje, nie chciałem się nawet do niego zbliżać. Spieczony przez słońce z licznymi plamami, zamglone oczy... Starzec bez większego wykształcenia, nieudacznik życiowy, który wylądował tutaj, z przymusu utrzymania się. Wziąłem się znów do pracy. Miałem odciski na dłoniach i małe bolesne ranki.
-mogę rękawiczki? – poprosiłem. Usłyszałem śmiech mężczyzny, który pielił grządki. No chyba nie mogę. Podszedłem do wora z nawozem. Chce rękawiczki…wziąłem łopatę i dzięki niej rozsypałem to wszystko. Tak samo pomieszałem jakąś ziemie. Jego zatwierdzanie mojej pracy tutaj, trwało dłużej niż to, przez ile to zrobiłem. Skończyłem po zmroku. Ogarnąłem się i wróciłem do namiotu, gdzie spotkałem się z Seo-Joon’em.
- wielkie dzięki – powiedziałem z delikatnym uśmiechem – gdyby nie twoja pomoc, dalej bym się z tym męczył –dodałem. Miałem nadzieję, że następny dzień mi odpuści takie roboty. – Tylko nie rozumiem, dlaczego mi pomogłeś? Raczej jestem zdania, że za mną nie przepadasz. – popatrzyłem mu w oczy.
<Seo-Joon'a?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz