niedziela, 31 marca 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

- nie patrz tak na mnie. - zacząłem z lekką pretensją- muszę się czymś zająć - dodałem uśmiechając się krótko. Położyłem się na swoim miejscu. Przesiedziałem ostatnie pół roku w małym pomieszczeniu, bez dostępu do mediów. Chyba normalne, że gdy znów straciłem nie tyle książki, jak i ołówki, kartki to znalazłem sobie takie hobby. Jego ciągnąć już tam nie będę, skoro sam dałem rade. Kilka zadrapań... Chociaż?
- poza tym, ciekawi mnie to, co się tam działo. Nie ma tutaj nic ciekawszego - usmiechnąłem się, patrząc w stronę kaczki. - ty mało mówisz, siedzisz cicho. Nie będę się więc interesować tobą. Prócz zapisków, znalazłem dwie, nie otwarte butelki koniaku. -przysunąłem do siebie torbę - a skoro tamten człowiek nie był stąd, musi być też drugie wyjście. - mruczałem - drugie wyjście, dzięki któremu mógłbym stąd uciec. Nie być kontrolowany, nie czuć się jak w wielkiej klatce, wolę być bezdomnym, żebrującym na ulicy, a siedzę tutaj. Bezdomny ma więcej szacunku u innych. - wymamrotałem wyciągając zeszyt. Popatrzyłem na niego. - nie zdziwię się, jeśli tego nie zrozumiesz. Całe twoje życie toczy się tutaj. Wrzucili Cię do tego miejsca, jak byłeś mały. - skończyłem, przeglądałem dalej notatki.
- skąd ta pewność, że nie był stąd? Przecież nie wiemy kim był.
- ale to optymistyczna opcja
- no właśnie, nie wiemy co tam jest.
- pieprzysz - zaczalem ironizować.
- nic nie znaleźliśmy, po mimo tylu zejść. Więc pewnie nie znajdziemy, a wejście zostanie zasypane.
- tsa - zgodziłem się. - pisał tutaj o swoich eksperymentach, jak o dzieciach - zaśmiałem się. - porywał uczniów, którzy schodzili do piwnic. - mruczałem czytając dalej - czyli jakbyśmy nie uciekli, to mielibyśmy rękę ekstra czy noge - zaśmiałem się.
- skąd uciekli? - naszym oczom ukazał się X. Super.
- nie podsłuchuje się - mruknałem. Rzucił papiery, pewnie dotyczące mojego odwołania. Cierpliwie czekałem aż wyjdzie

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan



Kiedy się obudziłem Ivan'a nie było w namiocie. Sądząc po godzinie, to albo szwędał się gdzieś koło szkoły, albo był na zajęciach. Jak na razie wolałem nigdzie nie wychodzić i przynajmniej pare najbliższych godzin przesiedzieć tutaj. Po pewnym czasie zaczęło mi się nudzić, więc wyjrzałem z namiotu. Zobaczyłem zajętego czymś Estebana. Chcąc uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z nim, bez dłuższego zastanawiania usiadłem na swoim poprzednim miejscu. Standardowo to ja zjeb.ałem całą sprawę z tymi podziemiami. Mogłem się upżeć, że tam zostajemy i tyle. Trzeba było bardziej uważać. Zawsze bez problemu potrafiłem ukryć dosłownie wszystko, a wczoraj...to było ode mnie silniejsze. Miałem wrażenie, że ostatnio stwarzam same problemy. Znów zacząłem toczyć walkę z moim mózgiem o to, czy to była moja wina. Od pewnego czasu coś było ze mną nie tak. Niestety wszystkie moje rozmyślenia przerwał Ivan wchodzący do namiotu. Tak bardzo odpłynąłem w świat moich myśli, że nawet nie zorientowałem się, że minęło parę dobrych godzin.
- Jak się czujesz? - spytał podając mi kubek z kawą. 
- Taa...dobrze. - powiedziałem jakby ktoś właśnie wybudził mnie z głębokiego snu, na co chłopak przechylił głowę do prawego ramienia.
- Hm...no nie wiem. Uznajmy, że ci wierzę, ale i tak nie jestem do końca przekonany.
- Daj spokój.
- Ta, jasne - daj spokój...jak mam dać spokój, skoro wczoraj ledwo żyłeś?
- Normalnie. Tak w ogóle muszę przeprosić za wczoraj. Przeze mnie nasz ostatni wypad w podziemia nie wypalił. Mogłeś mnie tam zostawić. 
- Nie do końca tak nie wypalił. - powiedział z uśmiechem i wziął jakąś torbę z konta. - znalazłem parę ciekawych rzeczy.
Patrzyłem na niego jak gdyby właśnie zaczął mówić po marsjańsku.
- Co? - mruknąłem przeciągle. - skąd ty to masz? Nie mów nawet, że potem tam wróciłeś.
- Dokładnie tak było. - odpowiedział dumny z siebie.
No nie...gdybym tylko mógł, to pewnie przywalił bym o coś koło mnie. Jego na serio ta sprawa z piwnicami tak interesowała? Ja tych korytarzy miam dość, mógłbym iść chyba wszędzie, tylko nie tam.

<Ivan?>

sobota, 30 marca 2019

Od Nino C.D Rivaille

Od kilku dni Rei gapił się w okno. Codziennie. Dzień w dzień. Siedział na parapecie, jego długi ogon zwisał z niego, delikatnie się kołysząc, a kocur samotnie wpatrywał się w świat zza okna zakrytego firankami. W pewnym momencie zaczęłam się martwić, że ktoś go ujrzy, przez co wyda się, iż mam kota, ale siedział tak nieruchomo, aż pewnego dnia w szkole usłyszałam, jak ktoś opowiadał swojemu znajomemu o figurce kota przy oknie. Odetchnęłam wtedy z ulgą. Jednak dalej mnie to niepokoiło. O co może mu chodzić? Nigdy przedtem czegoś takiego nie robił.
Wstałam z łóżka i podeszłam do siedzącego kota, kładąc dłoń na jego głowie, delikatnie ją gładząc.
- Co tam widzisz, Rei? - spytałam go, jakbym oczekiwała jakiejś odpowiedzi. Dachowiec niestety mi nie odpowiedział. A może stety? Nie wiem, czy ucieszyłabym się z tego, jakby Rei przemówiłby do mnie ludzkim głosem.
Powędrowałam swoim wzrokiem za oczami kocurka, dostrzegając Niccolo stojącego pod moim oknem. Zamachał mi dłonią, a ja nie myśląc, od razu odsunęłam firanki, łapiąc za klamkę, aby otworzyć okno. Chciałam tylko do niego zagadać i spytać, o co chodzi. Jednak gdy tylko lekko je uchyliłam, Rei zerwał się z miejsca i wyskoczył z mojego pokoju na dwór. Chwilę patrzyłam za biegnącym kotem, a gdy zniknął z moich oczu, w końcu się otrząsnęłam.
- Łap go, Oni-san! - krzyknęłam do brata. Zostawiłam otwarte okno, wybiegając ze swojego pokoju, trzaskając nieco drzwiami. Później przeproszę za to Zorę, która siedziała u siebie.
Zaczęłam biec najszybciej, jak potrafiłam, wypadając z budynku C, od razu szukając wzrokiem chudego kocura, czy chociażby Niccolo. Nie widziałam ani jednego, ani drugiego. Nosz kurde! Co wstąpiło w Rei’a? Przecież nigdy mi tak nie robił! Zawsze grzecznie siedział w domu, czy teraz w moim pokoju. A teraz wybrał się na spacer, przez który mogę mieć ogromne kłopoty. Zresztą pewnie teraz nie tylko ja…
- Rei, kici-kici – szepnęłam, kucając przy jakimś krzaku. Dachowiec reagował na swoje imię, więc może, jak gdzieś się schował, to mi się ukaże? Kurde, mogłam wziąć telefon z pokoju, przecież teraz nie mam nawet jak się z bratem skontaktować. Odeszłam dalej od budynku C, przybliżając się do głównej siedziby, w której mieliśmy lekcje. Dalej ani śladu po zwierzaku. Jest jeden plus. Pora była dość wczesna, przez co uczniów było mało. Przez chwilę do głowy wpadła mi myśl, aby spytać się kogokolwiek, czy widziało czarno-białego chudego kota, ale nie wiedziałabym, czy ta osoba po tym nie doniosłaby jakiemuś nauczycielowi, że przetrzymuję kota na terenie szkoły. I tak zdobywanie dla niego karmy, czy żwirku jest dość kłopotliwe.
Wyszłam zza budynku szkoły, widząc chłopaka, który trzymał w ustach papierosa. Chwilę stałam tak, wpatrując się w niego.
- Jeśli masz zamiar przypomnieć mi, że palenie jest zabronione na terenie szkoły to won – rzekł od razu, zapalając przedmiot trzymany w swojej dłoni. Przyjrzałam się chłopakowi. Blada skóra, białe włosy i był wysoki, choć to nie jest jakiś wyczyn przy mojej osobie. Wzruszyłam ramionami, robiąc krok w jego stronę.
- Jak chcesz, to sobie pal, mnie to nie obchodzi. Poza tym nie ty jeden łamiesz regulamin – odpowiedziałam, zadzierając głowę delikatnie w górę, natrafiając na jego jasne oczy. - Widziałeś może czarno-białego chudego kota? - spytałam. Zaciągnął się tytoniem, uwalniając obłok dymu w górę.
- Jeśli trzyma się tu zwierzęta, to trzeba je pilnować – rzekł, biorąc kolejny wdech. Przewróciłam oczami na te słowa, ponownie się oglądając wkoło. Stwierdziłabym, że tutaj też nie ma mojego kota, gdyby mój wzrok nie przykuło poruszenie w krzaku niedaleko. Podeszłam w jego stronę, kucając.
- Rei? Kici-kici – szepnęłam, wyciągając dłoń w stronę roślin. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy coś na mnie wyskoczyło, przewracając na plecy. Rei ocierał się głową o moją szczękę, jakby co najmniej tydzień mnie nie widział. Zaczęłam się śmiać, odetchnąwszy z ulgą i położyłam dłoń na głowie kocurka. Głupi kot… Podniosłam się z ziemi, zgarniając mruczącego dachowca w dłonie i zwróciłam się twarzą w miejsce, w którym stał tamten palący uczeń. Jego już nie było, ale czego ja się niby spodziewałam.
- Muszę cię szybko odnieść, bo pewnie zaraz zaczynają się lekcje – powiedziałam do mojego pupila, ruszając szybkim tempem do budynku C, a w tym i do mojego pokoju. 

<Rivaille?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Nie słysząc od strony chłopaka większego zainteresowania, zrozumiałem, że ma już dość. Zmartwiłem się. Poszedłem do innego pomieszczenia, gdzie był stół, a na nim obrus. Ściągnąłem go. Wróciłem do niego, wytarłem mu twarz i owinąłem go.
- miejmy nadzieje, że nic Ci w tę ranę nie będzie – mruknąłem, zacząłem się śpieszyć z przeszukiwaniem pudeł. Muszę go stąd wynieść. Znalazłem papierosy, tak jak pamiętnik zabrałem. Popatrzyłem na chłopaka, lepiej, jeśli teraz się skupie nad czymś, co mu pomoże. Wziąłem chłopaka na ręce i ruszyłem do pokoju gdzie był stół operacyjny. Przeszukiwałem szafki. Znalazłem wodę. Spróbowałem, po smaku stwierdziłem że to na pewno to. Odwinąłem ten prowizoryczny opatrunek i zacząłem przemywać ranę. Gdy się z tym uporałem założyłem gazę i nowy bandaż. Trochę przy tym po syczał, ale nic mu nie będzie.
- lepiej, jeśli wrócimy – oznajmiłem, popatrzyłem na komórkę. – dopiero 2:15 a ty nie nadajesz się na dalszą drogę. – popatrzyłem mu w oczy. Był ledwo przytomny poobijany, poraniony zmęczony. Miał dość. Wsadziłem papierosa do ust i dzięki jego zapałkom zapaliłem. Wziąłem go znów…
- pomyślę nad dietą dla ciebie grubasie. – zamruczałem z papierosem w ustach. – Pamiętam jak mnie nauczycielka z kolegami nakryła na paleniu, wezwała policje spisano nas i mandat – zaśmiałem się opowiadając mu. Może tym chciałem mu poprawić humor? Nie chciałem, by myślał o tym potworze galarecie doktorku. Lepiej by się wyspał. Przez przejście w kapliczce był problem. Musiał to zrobić sam.
- dobrze się czuje – usłyszałem
- spier.dalaj – prychnąłem pod nosem – wracasz do namiotu.- postanowiłem Jakoś prześlizgnęliśmy się do namiotu. Poczekałem aż zaśnie, poszedłem sam. Może to nie był najlepszy pomysł… Nie mogłem sobie odpuścić tej tajemnicy! Wziąłem ze sobą torbę, może coś znajdę. Ruszyłem z powrotem. Znów zjadła mnie galareta, sposób Seo- Joon’a działa. Pewnie były tutaj by pożerać gości. Super powitanie.
Znalazłem alkohol, papierosy, notatki, dziwne szczury… Żałowałem, że byłem tutaj sam. Teraz, jest tutaj o wiele straszniej. Notatki książki, wszystko pakowałem i wyniosłem… zasiedziałem się, bo o 6, jakimś cudem wszedłem do namiotu. Nie wiem, jak mi się to udało, c u d. Nikt mnie nie zauważył? Miałem nadzieję. Jeszcze pomyliłem drzwi i byłem podrapany. Popatrzyłem na śpiącego chłopaka, nieźle był umęczony, ale na pewno spodoba mu się to, co znalazłem. Przebrałem się i ruszyłem pod prysznic i na śniadanie, nie chciałem go obudzić.
Wróciłem po kilku godzinach zajęć. Ziewając, zauważyłem, że już nie śpi.
-jak się czujesz? -spytałem i podałem mu mój kubek z kawą. 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

W pewnym momencie zacząłem grzebać w jakimś pudełku. Oprócz sterty zwykłych kamieni i gałązek nic nie znalazłem. Po co komuś takie rzeczy? Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który również przeszukiwał pudełko. 
- pióra, pióra, pióra...- mówił wyjmując zawartość pudełka, którym były pióra...mnóstwo kolorowych piór.
Wypadałoby mu się jakoś odwdzięczyć...znowu mi pomógł, a nie musiał. Wróciłem do dalszego szukania. Zapałki. Chyba się nie przydadzą, ale wezmę. Schowałem całe pudełeczko do kieszeni.
-kurde! Co to jest?
Spojrzałem znów w stronę chłopaka i o mało nie dostałem jakimś przedmiotem, który rzucił. Był to dziób ptaka? Tak to wyglądało, a dokładniej na papuzi. Spoglądałem na niego niemrawo, jednak moja głowa chyba nie mogła przyjąć sobie tego faktu. Kto mógł skrzywdzić zwierzę, jakim jest ptak? Owszem, nie przepadam za dużymi papugami, ale to nie zmienia faktu, że to ptaki, a więc się pytam: kto jest na tyle bezczelny, aby z całego ptaka został tylko dziób? Pióra zapewne też należały do tej samej papugi.
- Są jeszcze nogi. - usłyszałem zniesmaczony głos chłopaka.
Jak dobrze, że Kuroi nie dostał się w łapy tego szaleńca. Zaraz po tym wszystkim chłopak niechcący zrzucił coś z jednej szafki. Od razu odłożył to z powrotem na miejsce. W drzwiach nagle stanęła wielka, zielona, pół przezroczysta...galareta? To coś nie wyglądało jakby chciało nas pożreć, ale widok chodzącej galaretki nie należy do normalnych, więc gdy tylko zaczęła iść w moją stronę odsunąłem się do tyłu. Ivan szybko podbiegł i wbił w nią katanę, jednak ta tylko podzieliła się na dwie części i jakby nigdy nic znów się połączyła, po czym wsysnęła mnie do swojego środka. Nie długo potem pożarła również chłopaka. W ogóle czemu w tym czymś da się normalnie mówić i oddychać? Im dłużej siedzimy w tych piwnicach, tym dziwniejsze rzeczy się dzieją. W pewnym momencie wpadłem na genialny plan, a raczej jedyny możliwy do zrealizowania, nad którym myślałem. Poruszanie się w tej galarecie było ciężkie. 
- Mam zapałki. Prawdopodobnie pod wpływem ciepła wybuchnie, lub ewentualnie rozpłynie.
- Co?! Przecież jak on wybuchnie to prawdopodobnie rozerwie nas na strzępki!
- I tak nie mamy co ryzykować. Jeśli będziemy tak siedzieć to i tak zginiemy. To jedyny sposób, dzięki któremu możemy przeżyć.
To, że przeżyjemy wcale jej było takie pewne. Nie wiedziałem jak zachowa się glut w kontakcie z ogniem.
- Nie rób tego!
Pomimo zakazu chłopaka wyciągnąłem zdobyte wcześniej opakowanie zapałek i zapaliłem jedną z nich. Spokój...po krótkim czasie zielona galareta zaczęła powiększać swoją objętość, aż w końcu z wielkim plaskiem wybuchła. Całe ściany, sufit oraz wszystkie przedmioty zostały pokryte zielonym, galaretowatym ciałem tego czegoś, a nas odrzuciło na dobre parę metrów w stronę ściany. Leżałem nie mając siły się nigdzie ruszyć. Przynajmniej nam się udało wydostać. Ivan po pewnym czasie wstał i podniósł jakiś zeszyt, którego wcześniej nie zauważyliśmy.
- Pamiętnik...powinniśmy się dowiedzieć czegoś ciekawego.
- Yhm...- mruknąłem. Nawet nie miałem zamiaru podnieść się, aby zobaczyć jak to wygląda.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Wyciągnąłem katanę. Ciężka… Złapałem ją w dwóch dłoniach i dźgnąłem to coś. Powinienem ciąć, nie? Zrobiłem unik wyciągając broń. Odskoczyłem na tyle ile mogłem, ściana. Super. Wycelowałem w łeb tego czegoś i gdy biegło na mnie, wbiłem miecz przez oko. Całym ciałem zamachnąłem się by roztrzaskać go o ścianę. Zdyszany i cały we krwi ruszyłem dalej szukać chłopaka. Widząc sylwetkę siedzącą pod ścianą, miałem nadzieje, że to nie będzie żaden stwór. Podszedłem bliżej a widząc kaczkę, uśmiechnąłem się. Widząc jakie ma rany przekląłem pod nosem.
- musimy wracać. – powiedziałem, szukając po kieszeniach bandażu. Na pewno wziąłem jeden… 
- nie później mogą zasypać wejście. – miał racje. Zrobiłem prowizoryczny opatrunek. 
- no to miejmy nadzieje, że nic nas nie zaatakuje oraz, że znajdziemy coś by cie opatrzeć. – westchnąłem i pomogłem mu wstać. Wziąłem go na plecy – masz okazje, popatrzeć na świat z góry. Ciesz się – prychnąłem pod nosem ironicznie. – Znalazłem drugie wyjście z labiryntu – oznajmiłem, idąc z nim, na szczęście nie jest jakiś ciężki. Minąłem rozharatanego potwora, którego kończyny wiły się. Obrzydliwe. Minęliśmy ciało doktorka.
-Muszę coś wziąć – powiedział na co postawiłem go, wziął coś z tego ciała i wrócił. Teraz które to były drzwi… instynktownie podszedłem do jednych i ostrożnie otworzyłem. Głupi ma zawsze szczęście, przejście dalej. Były to puste pomieszczenia z gablotami, z książkami… Stołkami, lustrem weneckim. W jednym stół operacyjny. W klatkach wysuszone ciała, w słojach płody.
– jesteśmy w dalszej części tamtych korytarzy, czyli gdzieś tutaj jest zawalona część.
- proszę, tylko nie krzycz. – zamruczałem pod nosem stawiając go na ziemi. Wyprostowałem się. Swoje jednak trochę waży. Zacząłem przeszukiwać szafki, może znajdę środek, którym odkażę jego rany? Notatki, klasery zapisy „obiektów” Prowadził badania nad mutacjami, mam nadzieje, że żadnego hulka nie spotkamy. Chłopak przeglądał jakieś swoje znalezisko. Nie zwracałem na niego większej uwagi. Przeszukując każdą szafkę i przeglądając książki. 


<Seo-Joon?>

piątek, 29 marca 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Wyciągnąłem z jego kieszeni jakiś czarny, skórzany futerał, który był owinięty w potargany materiał. Nie zdążyłem jednak zobaczyć co w nim jest, gdyż nagle zaatakował mnie jakiś stwór. Kur.wa! Co to jest? Wylądowałem na ziemi. Nie dość, że ma pazury, to jeszcze kły i dziabie. Cudem udało mi się wyrwać i ledwo udało mi się dojść w bezpieczniejsze miejsce. Tamto stworzenie o dziwo nie zorientowało się gdzie poszedłem. Usiadłem pod ścianą. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo mnie pokaleczył. Chol.era...jak na złość o ruszeniu lewą ręką nie było mowy, a prawą nic bym nie zdziałał. Usłyszałem wołanie Ivan'a, ale nawet nie myślałem o pójściu gdziekolwiek. Jeżeli tamto coś znowu mnie zaatakuje, tym razem na pewno nie uda mi się uciec. Wolałem tu zostać i zdać się na los - albo mnie zje, albo przeżyję. Siedziałem w jakimś korytarzu, w którym nigdy wcześniej nie byliśmy. Ciekawe czy chłopak postanowił mnie szukać...postanowiłem jeszcze trochę oddalić się od tamtego miejsca. Niedługo potem stwierdziłem, że aktualnie nie jestem w stanie iść dalej, więc usiadłem i oparłem głowę o ścianę. Tutaj korytarz wydawał m się jeszcze bardziej mroczniejszy. Siedziałem cicho nasłuchując wszelkich dziwnych odgłosów. Byłem nieco zaniepokojony całą sytuacją. Skąd ta poczwara się w ogóle wzięła? Miami nadzieję, że nie zaatakowała Ivan'a. Siedziałem tak jeszcze dobre trzydzieści minut. Po tym czasie do moich uszu dobiegły odgłosy czyiś...kroków? Za chwilę zobaczyłem jakiś cień, albo ewentualnie mam już jakieś zwidy. Nie obchodziło mnie za bardzo kogo, lub co spotkam. Będzie co będzie i tyle. Przygotowałem się już na możliwą śmierć.

<Ivan? Tak jakoś mi weny zabrakło)

Nino Okami


Imię: Nino
Nazwisko: Okami
Płeć: Dziewczyna
Wiek: 16 lat
Orientacja: Hetero
Pseudonim: Miała tylko jeden pseudonim wymyślony przez jej byłą przyjaciółkę, który brzmiał Gold. Nawiązuje on częściowo do koloru jej oczu.
Pozycja: Listonosz, obserwator
Data urodzin: 28 lipca
Narodowość: Japonia
Numer pokoju: Nr 24, budynek C
Wygląd: Nino jest naprawdę filigranową dziewczynką, mającą ledwo 150 cm wzrostu oraz nieco ponad 40 kg wagi. Zawsze posiadała drobne stopy, dłonie i ramiona, chudsze uda i ręce, wyraźne wcięcie w talii, płaski brzuch oraz średniej wielkości biust z tyłkiem, dłuższą szyję, jak i pyzate policzki.
Jej włosy z natury są naturalnie grube, ciemnobrązowe oraz od x czasu sięgają jej trochę poniżej ramion. Prawie nigdy nie tkwią związane – wbrew pozorom nienawidzi mieć je w jednej kupie, woli, gdy luźnie opadają. Grzywka zwykle wpada w jej bursztynowe oczy, które przy dobrym świetle wyglądają na złote. Jeśli chodzi o kwestię tego, czy się maluje, to… nie. No dobra, czasem ozdobi swoje rzęsy tuszem, ale zwykle jej się nie chce. Za to zawsze używa balsamów do ust o owocowych zapachach. Posiada ich mnóstwo, zawsze ma przy sobie chociaż jeden. Została jeszcze tylko kwestia jej stylu ubierania. Zdecydowanie najbliżej mu do sportowego, jeśli miałoby się konkretnie to nazwać. Jednak jak to dokładnie wygląda? Górują u niej męskie i o wiele za duże bluzy na długi rękaw oraz bluzki na krótki, które na spokojnie sięgają nawet jej kolan. Pod spód legginsy, koniecznie! Z całego serca nienawidzi dżinsów, uważając je za strasznie niewygodne i głupie. Zwykle chodzi w sportowych butach, choć znajdzie się para, czy dwie na obcasie bądź koturnie. Nie znosi biżuterii, dlatego też żadnej nie nosi, a nawet nie posiada. 
Charakter: Na pierwszy rzut oka szatynka wygląda na miłą, spokojną i nieco odważną osobę. I na nasze szczęście niewiele się zmienia. Zawsze wykazywała się spokojnym charakterem, a także niecodzienną wśród dziewczyn odwagą (jeśli pominiemy rekiny). Pająków nigdy się nie bała, nawet je lubiła, tak samo z różnymi owadami i innymi „strasznymi” stworzeniami, jak i miejscami. Pomimo tego jednak nigdy nie lubiła horrorów, uważając je za częściowo bezsensowne.
Gold nie należy do wygadanych osób, zdecydowanie woli słuchać innych, choć jak wciągnie się w rozmowę, to ciężko ją oderwać. Sprawia wrażenie cichej i niczym niewyróżniającej się myszki – taka też próbuje być. Nigdy nie lubiła być w centrum, choć mimowolnie była do niego spychana, nie tylko przez bycie córką niesamowitego sportowca, ale też przez jej… urodę. Jednak nie mówmy o tym – jest to ciągły temat tabu, który jasnooka ma szczerze dosyć.
Pomimo wszystko jest to częściowo samolubna dziewczyna. Nigdy nie lubiła się z kimkolwiek dzielić swoimi zabawkami, innymi przedmiotami, czy chociażby jedzeniem. Ciężko jej było pożyczyć nawet głupi długopis koleżance. Trzeba w tym miejscu dodać, że z natury ogromna z niej zazdrośnica. Zawsze irytowało ją to, jak ktoś miał taką samą fryzurę, taki sam wynik na egzaminie, czy nawet rzeczy i ubrania. Poza tym od zawsze była inna od swoich rówieśniczek. Nie interesowały ją spódnice i sukienki (jedynym wyjątkiem był szkolny mundurek), makijaż, czy inne dziewczęce duperele. Jasne, miała słabość do uroczych rzeczy – nawet dzisiaj je kocha – ale zdecydowanie woli spodnie, bluzy i sportowe buty.
Jest indywidualistką. Nie lubi, gdy jakieś zadanie zostanie jej powierzone i ktoś ma jeszcze jej w tym pomagać. Zdecydowanie woli działać sama. Tak samo ciężko jej kogokolwiek poprosić o pomoc w czymkolwiek.
Od zawsze miała bardzo dobrą pamięć, czasem wręcz fotograficzną. Pamięta większość wydarzeń z dzieciństwa, choć ten okres wolałaby już chyba wymazać ze swojej głowy. Bardzo za to lubi z niej korzystać w czasie sprawdzianów i egzaminów – nie musi się za dużo do nich uczyć.
Zwykle nie owija w bawełnę i nie babra się w tańcu. Często mówi to, co ślina jej na język przyniesie, jednocześnie szczerze i wyraźnie mówiąc to, czego pragnie i potrzebuje.
Zauroczenie: -
Chłopak/Dziewczyna: -
Zainteresowania: Młoda Okami od zawsze interesowała się sportem, a dokładniej gimnastyką sportową – geny do czegoś zobowiązywały. Od najmłodszych lat uczyła się przeróżnych figur, skoków i tym podobnych. Zawsze marzyła o pójściu w ślady ojca. Jednak oprócz gimnastyki ogólnie kocha każdy sport, nawet jeśli nie ma do nich typowych predyspozycji. Od długiego czasu kręci ją też muzyka. Już w wieku pięciu lat została zapisana na lekcje śpiewu i nie żałuje tego do dzisiaj. Często nuci w samotności, ale ma też w zwyczaju śpiewać pod prysznicem – jest to silniejsze od niej. Ostatnim jej hobby to czytanie, ale głównie mang. Zawsze pasjonowało jej to, ile potrzeba czasu, wysiłku i umiejętności, aby stworzyć długą, kilkutomową, rysowaną powieść. Najbardziej lubi te z gatunku sport, akcja oraz BL (boys love), choć ciągle powtarza, że nie lubi romansideł. Dodać muszę, że dosłownie od niedawna zaczęła poniekąd interesować się parkourem. Zdarza się, że między jedną a drugą lekcją biega po całej szkole, unikając uczniów i innych przeszkód. 
Lubi: Śpiewanie, muzykę, sport, gimnastykę, męskie bluzy, koty, owoce, słodycze, czekoladę z żelkami, pluszaki, dobre żarty, mangi, brata. 
Nie lubi: Romansów, horrorów, nudy, zielonego koloru, imbiru, gorzkich rzeczy, rekinów, kawy.
Ciekawostki:
- Kocha owoce i curry
- Jej ojciec to światowej sławy sportowiec, a dokładniej gimnastyk sportowy na drążku, który był nawet na olimpiadzie. Pokładał duże nadzieje w swoją córkę, że pójdzie w jego ślady, ale teraz nie chce nawet jej znać, nawet ze wzajemnością,
- Posiada brata Niccolo, z którym przebywa dużą ilość czasu. Zwykle nazywa go „Oni-san”, ale tylko gdy są sami. Przy czyjejś obecności mówi do niego po prostu Nico.
- Coś tam potrafi gotować, jednak najlepiej wychodzą jej naleśniki,
- Ma galeofobię – panicznie boi się rekinów,
- Ma głupi zwyczaj obgryzania paznokci, choć stara się przestać,
- Wprost nienawidzi kawy,
Inne zdjęcia:

Zwierzak:

Rei. Zwykły kocur znaleziony przez Nino, gdy szperał w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia. Niestety z krwawiącą łapą średnio mu to wychodziło i dziewczyna postanowiła zabrać go do weterynarza. Od tamtej chwili zawsze ma oko na szatynkę. Kocha spać wśród sterty jej ubrań, dlatego zawsze chowa się w nich, gdy jest nieobecna. Nie ma w zwyczaju podchodzić do obcych, jak i bliskich znajomych Okami. Poza tym kocha się do niej łasić.
Nazwa na chacie: Gold
Kontakt: ZlotyPies#8007 na Discordzie bądź ZlotyPies na Howrse

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Nawet się cieszyłem z czegoś takiego jak katana. Nie ważne, ze mam coś takiego pierwszy raz w ręce... Lepsze od noża. Poszliśmy do namiotu, nie było większych problemów. Ubraliśmy się cieplej, latarki, plany, wszystko, co udało się nam przygotować. Teraz do drzewa… wychylając się zauważyłem x’a.
-kur.wa – zamruczałem, wracając do środka. – będzie mały problem… -dodałem. Chłopak wyjrzał.
– poczekamy chwile, gdy się oddali ruszymy – zgodziłem się. Minęło parę minut, a my ruszyliśmy starając być jak najciszej. Gdy sylwetka nauczyciela znikła w ciemności, najszybciej jak mogliśmy, przeszliśmy do ogrodzenia. Teraz drzewo. Widząc, że wraca, poczułem lekki stres. Nie włączając latarek, udało nam się wejść do piwnic. Na szczęście nie było tyle błota, co ostatnio. Uśmiechnąłem się zadowolony. Popatrzyłem na komórkę
- 23:26 – oznajmiłem. – może uda nam się uwinąć do 4.30?-uniosłem brew - To taka bezpieczna granica – dodałem mrucząc. Ruszyliśmy… znów znaleźć kapliczkę. Puściłem Seo-Joon’a przodem, ostatnio nas stąd wyprowadził. Ten etap był chyba najtrudniejszy. Chłopak naprawdę dobrze sobie poradził, ze znalezieniem kapliczki. Uśmiechnąłem się do niego szeroko. Po chwili przeszedł przez drzwi, a ja musiałem się jakoś wcisnąć. Tym razem nie upadłem, prawie. Stałem na jednej nodze, łapiąc równowagę. Później dołożyłem drugą.
-Tak bardzo chce rozwalić te drzwi – westchnąłem, doganiając go na schodach w dół. Za chwile staliśmy w labiryncie. Okropnie śmierdziało.
- Przynajmniej mamy pewność, że dalej tam leży –zasłoniłem usta rękawem. Miałem nadzieję, że nie będziemy musieli użyć katan. Chociaż doświadczenie z szermierki, mogłoby się przydać. Zaśmiałem się na to w duchu. Wody już praktycznie nie było, kilka kałuż. Natrafiliśmy na dwa trupy. Obrzydlistwo. Zmarszczyłem brwi, odwracając głowę i przeszedłem jak najdalej. Chłopak zaczął go przeszukiwać. Stanąłem za zakrętem. Nie chce więcej wyrzutów sumienia, nie chce na to patrzeć. Mdliło mnie od tego smrodu.
- już? – zacząłem do niego wychylając się.
- ta… - mruknął, jeszcze szperając, wyjął coś z jego kieszeni. Poszedłem dalej, nie będę na to patrzeć. Wzdrygnąłem się. Otwierałem każde drzwi i szybko je zamykałem, gdy coś tam było. W końcu, gdy otworzyłem kolejne, nie zobaczyłem żadnego stwora, zawołałem chłopaka. Obróciłem się za siebie. Nie ma go i nie ma… Co jest? Zmartwiłem się.
-Seo-Joon?- zacząłem jeszcze głośniej. Przecież nie pójdę dalej, gdy on tutaj zostanie. Ruszyłem drogą powrotną. Co jakiś czas go wołałem bez odzewu… Co jest?! Stałem przy trupie. Nie oddaliłem się od niego zbytnio. Przecież był tutaj dwie minuty temu. Rozglądałem, się nasłuchując. Cisza… Usłyszałem cisze…ciche mlaskanie? Ruszyłem w tamtym kierunku. Kur.wa musiałem zostawić jedne drzwi otwarte. Jedna poczwara stała w kącie, ale gdzie kaczka?! 

<Seo-Joon?>

czwartek, 28 marca 2019

Od Seo-Joon'a C.D Ivan



- Grało się miło, a co do piwnic, to proponuję iść w nocy. Dziura w każdym momencie może zostać zasypana, więc wypadałoby się trochę pospieszyć z tym wszystkim. 
- No tak...
- Znalazłeś coś?
Chłopak kiwnął potwierdzająco głową i zaczął wyciągać wszystko co ma. Piła, śrubokręt, sekator...może coś się nada. 
- Nie raz widziałem gdzieś jakieś miecze, ale nie mamy dużo czasu, więc nie będziemy go marnować na szukanie tego żelastwa. Radzę wyjść koło godziny 23:30. Wtedy powinni wszyscy spać. Szczypior pewnie przez jakiś czas będzie miał wolne, więc inny nauczyciel pójdzie na zwiady. Nie wiemy który, ani o której godzinie, dlatego powinniśmy zachować szczególną ostrożność. 
- Sądzisz, że który z nauczycieli będzie tej nocy pilnował porządku?
- Ciężko wyczuć. Szczypior na pewno odpada. Arthura raczej też nie zostawią na noc, ponieważ jest zbyt nierozgarnięty. Zostaje nam Annie, Lucas, no i oczywiście nasz X. Gdyby została pani Annie, to prawdopodobnie przeszedlibyśmy bez większych problemów - w nocy nawet z okularami mało co widzi. Z tamtą dwójką mógłby być większy problem. 
- No dobra...ale sądzę, że ten biały pójdzie spać po takim dniu, więc zostaje nam w sumie tylko Miller.
- Jeśli będziemy uważać, mamy 80% szans na udane przejście pod tamto drzewo. 
- Nie jest źle. Mamy jeszcze jakieś 3 godziny.
Miecze...chwila. Przecież gdy pakowałem wszystkie moje rzeczy przed przyjazdem tutaj, zaje.bałem z domu dwie lub trzy katany, które potem zostały mi odebrane. Wyszedłem z namiotu i skierowałem się w stronę schowka. Ivan poszedł za mną. 
- Włazimy na górę. 
Kiedy wygrzebaliśmy się na stryszek, zacząłem grzebać we wszystkich pudłach.
- Po co my tu przyszliśmy.
- Chcę odzyskać swoją własność.
Po ponad 30 minutach za pudełkami znalazłem materiał, w który zostały owinięte katany. 
- Nareszcie...nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek je zobaczę, ani że będą przydatne w takich celach. - mówiąc to wstałem i zamachnąłem się jednym mieczem, obracając się przy tym w stronę chłopaka, który od początku stał w jednym miejscu. Drugi rzuciłem chłopakowi. - jak chcesz, to od dzisiaj może być twój, tylko uważaj i się tym nie zabij. - mówiąc to schowałem miecz do pochwy i zszedłem na dół. 
Wyjrzeliśmy przez lekko uchylone drzwi - droga wolna. Poszliśmy zabrać wszystkie potrzebne nam rzeczy.

<Ivan?>

wtorek, 26 marca 2019

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Popatrzyłem na chłopaka po drugiej stronie.
- pamiętaj, kto wygra. – zaśmiałem się i zacząłem. Nie szło najgorzej… przynajmniej mi. Mimo że wolę koszykówkę, jakoś mi się udawało ogrywać chłopaka, który zaciekle próbował się bronić. Wzrost to nie jest jego mocna strona. Później zacząłem mieć problem, wygrywał. W pewnym momencie dostałem piłką w twarz, zmarszczyłem brwi, masując nos. Poszedłem po piłkę.
- koniec wygrałem!- usłyszałem chłopaka.
- no ej. – zacząłem z lekką pretensją w głosie. Ruszyliśmy odnieść piłkę.- no to jak tak pięknie wygrałeś, to tak samo pięknie, stawiasz piwo – zaśmiałem się. Wyprostowałem się, po odłożeniu piłki. –przynajmniej, przeszukaliśmy schowki i wiemy, że w nich nie znajdziemy nic ciekawego. –powiedziałem – chociaż coś mi tutaj nie pasuje. Szkoła, jak to ma prawo się w ogóle tak nazywać, jest postawiona na korytarzach, tunelach, piwnicach, nad laboratorium naukowca, eksperymentującego na ludziach. Skąd on brał tych ludzi? – uniosłem brew – o no tak, czy tamta ręka należała do robotnika? – zaśmiałem się. – mam nadzieję, że szybko tam znów zejdziemy – sam prawie nie wierzyłem, w to, co właśnie powiedziałem. Ostatnio niemal umarliśmy. Bardzo jestem jednak ciekaw, całego tamtego miejsca i nie odpuszczę sobie tego. Teraz mogłem w spokoju wrócić z kaczką do namiotu. Gdzie analizowaliśmy notatki ze skrzynki, szkoda, że w całej katastrofie straciliśmy zapiski psychopaty.
- za chwile przyjdę – oznajmiłem i usiadłem, gdzieś blisko pokoi nauczycieli. Chciałem się zorientować, gdzie jest jaka broń. Gdy jednak nic takiego nie zobaczyłem… w sumie nie mieli okazji mi nawet pokazać, czy taką mają. Poszedłem do skrytki na narzędzia. Powinna być przynajmniej siekiera, jednak żebyśmy przeszli, razem z nią do podziemi niezauważeni, nie będzie znów takie proste. W końcu gdzie coś takiego schowamy? Znalazłem ostrzałkę… super. Szperając w pudłach, skaleczyłem się. Wyciągnąłem piłę. Nie lubię tego narzędzia. Dam ją chłopakowi. Zawsze ją łatwiej schować niż siekierę. Z nią wróciłem do namiotu, omijając najczęściej uczęszczane trasy nauczycieli.
- nie ma sensu prowokować, by pokazali nam, gdzie mają broń… - zamruczałem, widząc, że chłopak rozrysowuje jakiś plan. Nie przeszkadzałem mu w tym i znów wyszedłem. Może wpadnę na coś jeszcze przydatnego? Pasowałoby. Zaniosłem komórkę, by ją naładować, może się przydać, chociażby jako głupi zegarek. Ostatnio siedzieliśmy tam zdecydowanie za długo. Śrubokręt… To nie jest głupie. Poszedłem do tamtego schowka, bez większego znalazłem taki i zacząłem szlifować na szpic. Super, zawsze coś. Znalazłem też sekator. Wątpię by, nam się przydał. Wróciłem wieczorem do namiotu.
- idziemy gdzie wszyscy pójdą spać, czy wolisz iść kiedy indziej? O,przyznaj, ze miło się grało. - powiedziałem znów uśmiechnięty.

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

- nooo...niech ci będzie. 
- tak! Idziemy! - powiedział i wyleciał z namiotu jak rakieta.
Nie byłem pewny czy to najlepszy pomysł. Przygotowałem się na ewentualną przegraną, gdyż nie znałem umięjętności chłopaka w siatkówce. Z resztą i tak mi jakoś bardzo nie zależało. Wylazłem powoli na zewnątrz, gdzie stał już Ivan.
- Co tak długo? Pospiesz się! - mówiąc to, pociągnął mnie za rękę, przez co prawie się wywaliłem.
- Jeszcze wczoraj cię wszystko bolało. 
- Ale to było wczoraj. Dzisiaj jest zupełnie nowy dzień.
Tutaj nie miałem nic do gadania. Szedłem za nim w milczeniu, aż doszliśmy na boisko do siatkówki. Podszedłem do siatki, która rozpoczynała się na wysokości mojego czoła.
- Fajnie...- mruknąłem. - czemu nigdy nigdzie nie biorą pod uwagę niskich osób?
Chłopak na mnie spojrzał i się zaśmiał. Jak mam przegrać to przegram, ale mimo wszystko nie dam tak łatwo za wygraną.
- Wiesz gdzie może być piłka?
-Hmm...- zamyśliłem się chwilę. - z tego co widziałem schowek na te wszystkie rupiecie też się zawalił, więc wypadałoby gdzieś iść i poszukać, lub ewentualnie zapytać któregoś z nauczycieli.
- Chyba wolę poszukać na własną rękę.
Też uważałem, że to będzie lepsze rozwiązanie. Opuściliśmy boisko i oddaliliśmy się trochę od niego w poszukiwaniu piłki.
- Jakiś pomysł gdzie mogą być?
- Nie, ale możemy poszukać gdzieś w pobliżu pokoi nauczycieli. 
Udaliśmy się w wyznaczonym kierunku. Stało tam dużo metalowych, postawionych na szybko, małych pomieszczeń z rzeczami z innych schowków, które się rozwaliły. Przeszukaliśmy dwa - nic. Wchodząc do trzeciego znaleźliśmy piłkę lekarską, więc byliśmy już na dobrej drodze. Przeszukując jednak resztę pomieszczenia, nic nie znaleźliśmy.
- Zawsze możemy spróbować grać lekarską, ale chyba nie będzie to dobre rozwiązanie. 
Nagle zobaczyliśmy nauczyciela w-f. 
- Szukacie czegoś?
- Noo...tak jakby...? - odpowiedział Ivan, nie wiedząc za bardzo co powinien powiedzieć. Nie wiedzieliśmy, czy aby na pewno mamy dostęp do tego wszystkiego dopóki wszystkie budynki nie zostaną zbudowane.
- To ja się pytam, a więc?
- Piłki do siatkówki.
- Nie trzeba było mówić od razu? 
Mężczyzna znikł w jednym ze schowków, a po chwili wrócił rzucając nam piłkę.
- Macie.
- Dziękujemy.
Od razu pobiegliśmy spowrotem na boisko

<Ivan?>

poniedziałek, 25 marca 2019

Od Rivaille'a C.D ktoś

Nie pamiętam, kiedy wpadałem w tą rutynę, codzienne rano robiąc to samo, krok po kroku jak mechanizm w zegarze. Tym samym wolnym krokiem ruszyłem do małej, białej szafki i otworzyłem wystarczająco, aby złapać za okrągłe pudełko tabletek i zamknąć je z powrotem. Następnym celem było okno na drugiej stronie pokoju, patrzące na szarą ścianę tyłu szkoły. Leniwie nacisnąłem na klamkę i otworzyłem je, siadając na parapecie i przez chwilę wpatrywałem się na dół, oczekując nieproszonych gości. Miałem szczęście, podwórko było głuche, słychać jedynie odległy śpiew ptaków. Sięgnąłem po pudełko i otworzyłem zawartość, co już dawno służyło jako skrytka na fajki. Wyciągając jednego, zapalniczkę w drugiej ręce i bez dłuższego zwlekania, odpaliłem. Zaciągając dym do płuc, które już pewnie wyglądają bardziej jak spalony grill i wypatrując się w tą szarą ścianę, próbując przewidzieć, co się dzisiaj stanie. Zawsze siedziałem tak przynajmniej piętnaście minut, myśląc o niczym, czasami o papieros za dużo. Miałem dodatkowe szczęście bycia samemu w pokoju, nie mając nikogo przydzielonego do dzielenia się miejscem. Biorąc ostatni wdech, ruszyłem do łazienki, nawet nie przejmując się zamykaniem okna. Spuszczając dowody palenia z spłukiwaniem toalety, wskoczyłem pod prysznic, pryskając zimną wodę mając nadzieje, że chociaż trochę obudzę się ze snu. Narzucając na siebie najzwyklejsze przybranie, ruszyłem w stronę wyjścia, żeby lepiej nie spóźnić się na lekcje. 
Byłem wcześnie, przed salą nie było więcej niż trzy osoby, każdy pilnował swojego biznesu. Mając ochotę na ostatnie zaciągnięcie przed oficjalnym rozpoczęciem dnia, pomaszerowałem na zewnątrz i od razu za budynek. Nikt tu nie chodzi, a nawet jeśli ma go ktoś przyłapać, dopilnuję, żeby trzymał gębę na kłódkę. Przykładając drugiego papierosa dnia do ust, usłyszałem kroki po prawej stronie, ucichając, kiedy przybliżyły się do mnie. – Jeśli masz zamiar przypomnieć mi, że palenie jest zabronione na terenie szkoły to won. – uwalniając mały płomień z zapalniczki, odpaliłem rulonik i podniosłem wzrok w ich kierunku.

<Ktoś? 3w3 >

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

- umowa była taka, że jeśli się spiszemy to mamy spokój. –westchnąłem. – rozumiem, że lata nie te.. jednak sądziłem, że u pana z pamięcią lepiej. Mam nadzieję jednak, że pan nie zapomniał o moim odwołaniu? Mam nadzieję również, na spotkanie z ojcem.- uśmiechnąłem się pewnie, wbijając w niego wzrok.
-uważaj sobie – zagroził mi.
- przecież nic nie robię… - odpowiedziałem – wstał pan dzisiaj lewą nogą, może melisy? Albo urlopik? Raczej za prace ze strasznymi psychopatycznymi dziećmi, mało pan nie zarabia – ciągnąłem tą gierkę. – niech pan się wywiąże z umowy- dodałem. Chyba nie miał ochoty ze mną dyskutować.
- zobaczymy – prychnął i odszedł. Popatrzyłem na Seo-Joon’a . – możemy się zająć planowaniem, kolejnego zejścia do piwnic – oznajmiłem, ruszyłem w stronę namiotu, Tam zaczęliśmy obmyślać, skąd weźmiemy broń. Nie będzie to takie proste. – wiesz co, z tego co mnie spotkało tutaj, najprzyjemniejszym było napier.dolenie się razem z tobą – zaśmiałem się, chciałem może tym zarazić go swoim uśmiechem…? Widziałem go raz z uśmiechem, może dwa. Przytłaczające. Przestałem się uśmiechać i skupiłem na naszym planie. Nie na długo, szybko się znudziłem i opierając się rękami zaczałem mruczeć pod nosem
- mmm nudzę się. – położyłem się. – chodź zrobić coś, szalonego, ciekawego ale nie aż tak niebezpiecznego jak piwnice coo? – zawyłem błagalnie, chcąc się ruszyć. Rozsadzało mnie trochę – muszę przyznać. –Albo sam ide…- zamyśliłem się nad tym co mogę porobić, sam. – o gramy w bilarda? Kto wygra stawia piwo.
- kto wygra? – zdziwił się.
- no tak, myślisz, że jestem wyśmienitym graczem? – zaśmiałem się
- skąd weźmiemy stól do bilarda i piwo? 
-no tutaj może być problem, ale zawsze możemy zagrać w siatkę za miast bilard a a piwo się znajdzie. To jak? Piszesz się na to? 


<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

-Że wpadł na drzewo kiedy gonił ptaka. Nie do końca wiarygodne, ale jest.
- Uwierzył chociaż?
- Pewnie. Co do tego nie miał nawet żadnych wątpliwości.
- Miejmy nadzieję, że nie przypomni sobie co tak naprawdę tutaj się wydarzyło. 
Nagle z budowy wyszedł biały nauczyciel. Gdy go zobaczyłem, odwróciłem się plecami.
- Mam dla was dobrą wiadomość. - powiedział z uśmiechem. - budynki zostaną odbudowane jak najszybciej. W najgorszym przypadku potrfają jeszcze przez miesiąc.
- Miesiąc? Co tak długo? - mruknął zniesmaczony chłopak.
- A już tam długo. Zawsze mogli powiedzieć, że nawet w rok się z tym wszystkim nie wyrobią. Gdzie Szczypior? - spytał rozglądając się.
- Em...chyba u siebie. - powiedział niepewnie spoglądając na mnie. 
Gdy nauczyciel poszedł do pomieszczenia dziadka, my pobiegliśmy za nim i usiedliśmy pod parapetem. Okno było akurat otwarte i doskonale mogliśmy usłyszeć całą rozmowę.
- Co się stało? - zapytał z lekkim przerażeniem nauczyciel.
- Wpadłem na drzewo, gdy przeganiałem ptaka. - odparł starszy.
- Jesteś pewny?
- Jak nigdy w życiu!
- No dobrze...a jak pomocnicy?
- Pomocnicy? Jacy pomocnicy?
- Ivan Brink i Seo-Joon Kim. Za kare mieli panu pomagać. - gdy zauważył, że do niego nic nie dociera, zaczął tłumaczyć dalej. - jeden taki wysoki, trochę wyższy ode mnie, ma takie brązowe włosy, których kolor profesjonalnie nazywa się kasztanowym. Drugi taki mały, z różowymi włosami i oczami żółtymi, czy tam różowymi - ch.uj się jaki to jest kolor. - młodszy nauczyciel niepewnie popatrzył na dziadka. - na pewno wiesz, którzy to. Nie raz już podpadli...
Po chwili ciszy, Szczypior w końcu odpowiedział w euforii:
- Aaaa!!! No jasne, że pamiętam! Jak mógłbym nie wiedzieć którzy to?!
- Uf...już się bałem, że zrobiłeś sobie coś w głowę...- szepnął sam do siebie. Miał już wychodzić, gdy zatrzymał go głos starca.
- Spisali się idealnie! Nigdy wcześniej nie widziałem pomocniejszych ludzi. - powiedział z uśmiechem, a X spojrzał na niego przerażony przez ramię. 
- C-co? Oni? Pomocni?! Sprawiają same problemy! Jeden cały czas pyskuje, a drugi chciał się zabić na moich oczach!
- No chyba nie chciał, bo jakby chciał, to by już to zrobił, a widziałem go jeszcze nie dawno, no chyba, że jestem już w niebie.
- Jak już to prędzej w piekle. Żadnego z tej dwójki nie spotkałoby się w niebie. 
Przerażony zachowaniem Szczypiora mężczyzna wyszedł, a my szybko odbiegliśmy jak najdalej parapetu. Gdy nas zobaczył, od razu się do nas zbliżył.
- Nie wiem co wy zrobiliście, ale nie zostawię tak tego.

<Ivan?>

Od Nidry C.D Alena

Przez chwilę wzajemnie wpatrywałyśmy się w siebie, lecz ja to zmieniłam, przechylając głowę delikatnie do przodu, ponownie powodując zakrycie twarzy przez ciemne końcówki. Niedługo po tej czynności zmrużyłam oczy, marszcząc przy tym trochę brwi. Wyglądało to tak, jakbym próbowała sobie przypomnieć historię związaną z moim przybyciem tutaj, lecz tak nie było, gdyż znałam odpowiedź od razu. Wypuściłam powietrze przez usta, wydając przy tym cichy dźwięk, jakby nieudane gwizdanie. Podniosłam delikatnie głowę, patrzą nie na dziewczynę, a ścianę, która stała przede mną. Uniosłam rękę i wykonałam ruch, jakbym chciała coś, co było w moim zasięgu, lecz nie mogłam tego nawet dotknąć.
- Złapali mnie -powiedziałam beznamiętnie, rozprostowując palce wyciągniętej dłoni -Przypadkiem jedna z napaści mi nie wyszła -na samo to wspomnienie, prychnęłam z irytacją -Po tym wsadzili mnie za kratki, gdzie odsiedziałam kilka dni, aż w końcu jacyś państwo przyszli do mnie i oznajmili, że znają dla mnie idealne miejsce, w którym nie będę musiała się powstrzymywać. Pamiętam to, jak dzisiaj. To, jak cierpiałam z powodu niepowodzenia, to jak zostałam tutaj zabrana wielkim, opancerzonym wozem, to jak zastało mi wytłumaczone, co to dokładnie za miejsce.
Pokręciłam głową, zaciskając przy tym zęby. Nie tak, że nienawidzę tego miejsca, ale z całego serca wolałabym już pozostać przy tułaczce między miastami Europy, niż żyć tutaj nie wiadomo jak dobrze. Westchnęłam przeciągle, w końcu zwracając się w stronę blondynki, po czym uśmiechnęłam się znikomo. Przy opowiedzeniu tej historii, czułam się dziwnie. Gdybym miała to opisać, to uczucie było zbliżone do wymiotów wymieszanych z żalem i wściekłością, ale z nutką szczęścia. Idealna mieszanka, która mogłaby zabijać, przynajmniej ja tak sądzę.
- Żeby było jasne, to przewinienie nie było jedynym, przez który zostałam skazana na to miejsce -z niewielkim uśmiechem, rozsiadłam się wygodniej na siedzeniu, po czym dotykając już plecami oparcia ławki, wsadziłam na powrót dłonie do kieszeni, odrobinę rozciągając bluzę.
- To miałaś więcej napaści? -zapytała zaciekawiona, ale wiadomo było, że ta wiadomość ją delikatnie odstraszyła.
No cóż, prawdą jest, że niewiele osób stąd może pochwalić się jakimś dłuższym życiorysem zbrodniarza sprzed wejścia tutaj. Niestety albo może i całkiem odwrotnie, właśnie zaliczałam się do tejże grupy długiej historii. Skinęłam głową, wprawiając w ruch końcówki mojej grzywki. Szybko ją jednak poprawiłam, rozmieszczając ją dłonią.
- Cóż... Nie mam powodów, żeby cię okłamywać -odpowiedziałam, nawet nie skupiając się zbytnio na tonacji, czy też samej głośności mojej wypowiedzi, gdyż całą uwagę zaabsorbowałam na włosach.

<Alena?> Ja także przepraszam, coś mało pomysłów, pewnie przez chorobę

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Zazdrościłem chłopakowi, potrafił stać bezwyrazu, pewnie i cały dzień, a ja? Wylewały się ze mnie emocje. Nie potrafiłem zbytnio ich ukrywać, gdy mi się to na chwilę udało, wydobywały sie ze mnie innymi drogami. Czułem się może przez to gorszy? Nie wiem. Zatrzymałem się patrzac na chłopaka.
Mamy przejeb.ane. zerkałem to na niego, to na Szczypiora
- dzięki?-uniosłem brew, patrząc na niego.- teraz naprawdę mamy problem - dodałem i z pewnej odległości, długim patykiem zacząłem szturać nauczyciela. Nic, leży jak leżał. Popatrzylem na Seo-Joon'a.
- ja bardziej się nie zbliże... -mruknąłem - jeszcze na mnie skoczy - dodałem, jednak gdy chłopak podszedł i spróbował go obudzić, dalej nic. 
- mam nadzieje że dostanie amnezji - wymamrotałem. W koncu głupi ma zawsze szczęście, nie? Dopiero po kilku, może kilkunastu minutach zobaczyliśmy oznaki życia. Niestety Kaspian, już gnał by komuś to zgłosić. Ku.rwa, pobiegłem by go zatrzymać. Dość już mamy problemów. Złapałem go za ramię, na co odtracił moja rękę. 
- a gdzie ci tak śpieszno? - zacząłem zatrzymując go, co chwile patrzyłem w strone Seo-Joon'a chyba wymyślił jakąś bajke. Miałem taką nadzieje. 
- iść zgłosić, wasz atak na nauczyciela -odpowiedział pewnie, na co znow go złapałem, by się nigdzie nie ruszał.
- myślę, że nigdzie nie idziesz -odpowiedziałem - jaki znów atak, wypadek. Taki jaki może spotkać każdego z nas. - wzruszyłem ramionami. 
- widziałem i groźby nic ci nie dadzą. 
- jakie groźby, ja się tylko martwie. Jeszcze coś ci się stanie. - zaśmiałem się trzymajac go. Minęło długie pol godziny, jak kaczka pomogla wstac nauczycielowi i gdzieś zaczął go prowadzić. - widzisz nic sie nie stało -poklepałem go po policzku. Wróciłem do przyjaciela. Zaprowadził go do pokoju. Polozyl na kanapie. Zimny konpres z apteczki... Czy coś. 
- co mu powiedziałeś?- spytałem cicho.

Seo-Joon?

niedziela, 24 marca 2019

Rivaille Bennett


Imię: Rivaille
Nazwisko: Bennett
Płeć: Chłopak.
Wiek: 18
Orientacja: Biseksualny.
Pseudonim: Często wołają na niego Levi.
Pozycja: Detektyw na co dzień, ale często jest wysyłany jako skrytobójca.
Data urodzin: 13.09.
Narodowość: Anglik.
Numer pokoju: 666 D
Wygląd: Przez ostatnie lata włosy Rivaille przeszły przez parę różnych stylów i nawet kolorów, jednak śnieżnobiały najbardziej przypadł mu go gustu. Złote tęczówki wyróżniają się na jego bladej skórze, szorstkiej i niedelikatnej, dzięki czemu rzadziej się kaleczy, jednak spowalnia czas ich gojenia. Ma dość słyszenia, że powinien smarować ręce kremami nawilżającymi, bo ma skórę tekstury papieru ściernego. Dlatego też nie przepada za dotykiem, woli trzymać się od innych z małym dystansem, aby przypadkiem nie przyszło im do głowy sięgnięcie po jego ramię, czy też poklepanie po plecach. Nie jest ona nieskażona, pod ubraniami znajdzie się parę blizn, jedne większe i bardziej widoczne od drugich, za które może podziękować ojcu. Na około szyi wytatuowany ma wieniec z czerwonych róży, wykonany jedynie dla buntu przeciwko pracownikom socjalnym, którzy próbowali mu pomóc. Dlatego też często ubiera się w swetry z golfem, aby nie był widoczny. Zamiast przypadkowego wyładowywaniu złości na innych zmusił się do ciągłego ćwiczenia, aby się wyładować, co na jego ciele zaczęły ukształtować się mięśnie. Dodając do worka wyraźne rysy twarzy oraz dobre 187cm wzrostu, nie wyróżnia się on od reszty społeczeństwa, jedynie wyglądając na starszego niż w rzeczywistości jest. Często nosi dżinsowe kurtki, które w większości przypadków są jedyną częścią garderoby o jakimkolwiek kolorze, ten młody mężczyzna woli ubierać się w czarnej barwie i parze zniszczonych glanów.
Charakter: Levi na pierwszy rzut oka wydaje się jedynie chamskim, rozwydrzonym chłopakiem, który nie chce się wtopić w otoczenie. Zawsze odzywa się nieproszony, jednak udaję się mu ugryźć w język, wtedy siedzi cicho i słucha wszystkich na około w swoich żywych konwersacjach, czekając aż coś ciekawego obije mu się o uszy. Zawsze imituje bycia miłym na pokaz, powie wszystkim nauczycielom dzień dobry z tym samym, sztucznym uśmiechem. Jest dobrym aktorem, tyle mu powiedziano. Jakże osobiście na początku znajomości niewiele mówi do rzeczy, lubi trzymać nowo poznanych ludzi na dystans, nie chce marnować sobie czasu na fałszywe osobniki, a nie jest on ani trochę spokojną osobą. Krótko mówiąc, zdarza się usłyszeć jak Rivaille to arogancki wąż z niewyparzoną gębą. Potrafi kłamać jak z nut, przekonywać innych, że jego słowa to czysta prawda, nie czując się ani trochę karygodnie. Lepiej nie zajść mu za skórę, mężczyzna jest gorąco kąpany w wodzie i nie ważne kim jesteś - nie boi się ugryźć z powrotem. Lepiej nie być znany jako proste do wykorzystanie chuchro, który wszystkim idzie na ugodę. Nie bojący się iść z pięściami, będąc w pełni pewny siebie, że wygra.
Bennett należy do grona ludzi, którzy lubią siekać sarkazmem, z tendencja do bycia szczerym do bólu, nie mając zamiaru chować swoje niechęci do większości społeczeństwa i tego co go irytuje. A do irytacji może doprowadzić nawet najmniejsza rzecz, w jeden dzień mucha latająca przy oknie, a w drugi dzieciaki które chcą się z nim bić dla zabawy. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie gniewem, nawet on sam nie potrafi się powstrzymywać. Lubi mówić to co myśli, nie ma wyczucia co do emocji innych i często mało się tym interesuje, przez co wydaje się oziębłą osobą. Jednak nieważne jak bardzo by się starał, stare zwyczaje umierają ciężko, mimo niezliczonej ilości razy mu się oberwało, po prostu nie umie się powstrzymać od wyrażania swojej opinii, tej pozytywnej czy negatywnej. Często ta opinia jest wykazywana w grubiańskich uwagach, żartując sobie z drugiej osoby, często znajdując komedie w ich problemach.
Rivaille Bennett stał się jak ceglany mur z powodu wydarzeń w jego życiu, mając zespół stresu pourazowego. Osoby dotknięte tym w pewien sposób przeżywają dane zdarzenia na nowo, odczuwają lęk, strach i zdenerwowanie, stają się bardziej wrażliwe i unikają sytuacji i miejsc kojarzących im się z traumą. Dlatego też zajmie mu długi czas, kiedy pozwoli sobie zaufać drugiej osobie, musi być do końca przekonany, aby otworzyć się emocjonalnie, a co dopiero otworzyć się na tyle, aby opowiedzieć historyjkę o swojej przeszłości. Chwilę później chłopak staje się jak otwarta księga, emocje zawsze wypisane są na jego twarzy, stąd łatwo stwierdzić, kiedy się smuci lub z czegoś cieszy, czując się wygodniej w ich otoczeniu. Stara się pomijać swoje komentarze i gruntowo staje się milszy, może nawet spróbuje coś ugotować lub kupi coś na urodziny oraz opiekuńczy, gotowy, żeby ich chronić. Jest lojalny w stosunku do innych, nie odwróci się od ludzi w potrzebie i nigdy nie wbije nóż w plecy przyjaciela, a wymaga tylko tego samego w zamian.
Zauroczenie: -
Chłopak/Dziewczyna: Bennett się do tego nie przyznaje, ale nie był nigdy w prawdziwym związku. Większość partnerów zmywała się po mniej niż tygodniu.
Zainteresowania: W wolnym czasie chłopak lubi czytać szybkie książki i oglądać seriale kryminalistyczne. Czasami zdarzy się mu przeczytać pierwszą lepsza książkę lub komiks. Należy do artystycznej strony społeczeństwa, jest utalentowanym malarzem i często szkicuje ludzi, kiedy siedzą w klasie lub naokoło szkoły. Potrafi grać na gitarze akustycznej, jednak coraz rzadziej po nią sięga.
Lubi:
>Seriale i książki kryminalistyczne.
>Zawszę miał miłość do muzyki z lat dziewięćdziesiątych, jego zdaniem była to ostatnia era, kiedy bycie muzykiem znaczyło więcej niż tylko zarabianie pieniędzy. 
>Słodycze, może wyżywiać się czekoladą i ciastem przez tygodnie i by mu nie zbrzydło.
>
Nie lubi: 
>Nienawidzi tłustego jedzenia, jaki i jakichkolwiek zup lub sosów, na sam widok robi mu się nie dobrze i zawsze odmawia ich spożycia, a ostre przyprawy doprowadzają go do łez.
>Kłamców, co czyni go hipokrytą, sam nie będąc szczerym z innymi.
Ciekawostki:
>Unika alkoholu jak ognia, boi się, że pod skutkiem wypicia ciut za dużo może powiedzieć coś co później będzie gorzko żałował, nawet ktoś taki jak on ma swoje tajemnice. Nie do końca się to udaje, kiedy siedzi w barze i zaczynają pochłaniają go myśli, skusi się na piwo, lub dwa.
>Jest palaczem. Jako, że regulamin szkoły tego zabrania, ukrywa to i jak na razie dobrze mu z tym idzie.
>Jest bezsenny, godziny zajmują zanim zaśnie i często miewa koszmary. Aby normalnie zasnąć bierze tabletki nasenne i stara się unikać kofeiny. 
>Nie lubi się do tego przyznawać, ale osiemnastolatek ma lęk przed ostrymi rzeczami, typu noże lub nożyczki, nieważne jak małe. Dlatego zawsze, gdy ma coś pokroić, robi to w ślimaczym tępię, próbując utrzymać ostrze w trzęsących się dłoniach. Do skrytobójstwa używa pistoletu z tłumikiem wyciszającym.
Inne zdjęcia: 

Zwierzak: -
Nazwa na chacie: Milk
Kontakt: /sunflower/ I gogofirstorder@gmail.com I milk tea


Od Seo-Joon'a C.D Ivan

- Na placu.
- Rozumiem, że idąc tam specjalnie chciałeś uniknąć tych paru godzin spędzonych z tym dziadkiem.
- Nie. Po prostu zaspałem. 
- Co ty tam robiłeś? - zapytał z lekkim zdziwieniem. - przecież poszedłeś spać wcześniej ode mnie.
- Nie mogłem zasnąć. - mówiłem patrząc z niechęcią na jedzenie. - jak usnąłeś to poszedłem na plac. Siedziałem tam dobre parę godzin, a nad ranem usnąłem. - odsunąłem od siebie talerz. Dzisiaj w ogóle nie miałem apetytu. Jak tylko spojrzałem na jedzenie, to robiło mi się nie dobrze.
Nie siedzieliśmy długo, bo zaraz przybiegł nauczyciel.
- No co wy?! Jeść to szybciej! Ja już zdążyłem zjeść dwie dokładki, a wy nawet jednej porcji nie dokończyliście! Ruchyyy!!! - wykrzykując ostatnie słowo aż podskoczył. 
Czym my sobie zasłużyliśmy? Z nim nawet godzinę trudno wytrzymać, a my zapewne pomęczymy się jeszcze dłużej. Za parę minut zgonił nas z ławek i kazał iść za nim. 
- A jak pan myśli...- zaczął Ivan, jednak dziadek od razu mu przerwał.
- Zamknij się! Ciągle tylko kłapiesz i kłapiesz tą jadaczką! 
- Ale niech mi pan da dokończyć.
- Nie!
Cierpliwość Szczypiora została całkowicie wykorzystana. Nagle zaczął niepokojąco wymachiwać swoją laską i gonił chłopaka. Stałem sam jak słup i obserwowałem całą sytuację. Mimo, że stałem z grobową miną, to tak naprawdę w środku śmiałem się się jak nigdy. Ten widok był po prostu bezcenny. 
- Kur.wa, pomocy! Nie stój tam jak słup! - Ivan wpadł w lekką panikę, ponieważ Szczypior nie dawał za wygraną i wytrwale go gonił.
- Nie krzycz! - krzyczał nauczyciel dźgając co jakiś czas chłopaka w plecy. 
Wiedziałem, że jeśli nic nie zrobię, to albo będą tak biegać do samego wieczora. Tylko jeden plan przyszedł mi do głowy, przez który pewnie będę miał przeje.bane, ale nie mogłem ich tak zostawić. Ruszyłem w kierunku drzewa, koło którego co jakiś czas przebiegali.
- Ej! Miałeś mi pomóc!
Teraz na pewno wzrok wszystkich uczniów był skierowany na nas. Wziąłem talerz i wlazłem na drzewo. Gdy Ivan przebiegł zawisnąłem do góry nogami na drzewie i rozbiłem talerz na nauczycielu. Zaraz po tym chłopak się zatrzymał. Nauczyciel upadł.

<Ivan?>


Od Ivan'a C.D Seo-Joon

-wstawaj! – usłyszałem. Zmarszczyłem niezadowolony brwi, zamruczałem pod nosem
- co jest – zamruczałem siadając zaspany
- a gdzie ten różowy? – usłyszałem znów. Popatrzyłem na miejsce gdzie powinien być Seo-Joon
- nie wiem – powiedziałem ziewając
- no ruchy, ruchy. – zaczął mnie pośpieszać. Wyszedłem z namiotu, zastanawiając się nad tym gdzie go wywiało. Chyba mnie nie zostawi z tym dziadem?! – nie rozglądaj się tak tylko do roboty – powiedział, ruszyłem za nim. – nie garb się! – wrzasnął i prawie dostałem w plecy. Mogłem pomóc na budowie. 
- a w czym mam panu pomagać? -spytałem, dość cicho
- co tam pod nosem mamroczesz?! – zaczął w moją stronę
- pytam, w czym mam panu pomóc, nie wygląda pan na osobę, która potrzebuje p o m o cy – odpowiedziałem wyraźnie
- coś ty powiedział?! – zaczął zdenerwowany
- chodziło mi, że pan wygląda jak osoba w sile wieku. – zacząłem się bronić. 
- No ja mam nadzieje. – prychnął, uśmiechnąłem się do niego. 
- myślę, że się dogadam z panem – już mam strategię – mój dziadek też tak na mnie krzyczał. To takie cudowne wspomnienia. – mówiłem słodząc. Spędziłem tak kilka godzin, nie mogłem ziewać garbić się mówić za dużo, mówić za mało… Oj dużo nie mogłem. Robiąc z nim kolejny obchód mówiłem o tym jakie zwierzęta są cudowne i jak bardzo je kocham. Zobaczyłem kaczkę. Wbiłem w niego wściekły wzrok, że mnie zostawił na tyle czasu. 
- o znalazła się nasza zguba – powiedział nauczyciel, chyba zachwycony że się zamknąłem. Wziął ode mnie torbę z papierami która kazał mi nieść i dał chłopakowi. 
- a wie pan – zacząłem.
- siedź już cicho! – wrzasnął w moją stronę
- jak tylko pan sobie życzy – po tym Seo-Joon dostał w plecy za garbienie się. Zaśmiałem się na to.
- nie rechocz! – oczywiście mnie też się dostało. Ruszyliśmy w ciszy, że ten dziadek ma taką kondycje miałem już dość. Chciałbym zjeść przynajmniej śniadanie. 
- myślę, że pan jest bardzo intrygującym człowiekiem, który mógłby się z nami podzielić mądrością życiową – zacząłem znów
- a zamknij się w końcu – usłyszałem w odpowiedzi
- nie potrafię, przy kimś takim jak pan pytania nie dają mi spokoju. –uśmiechnąłem się do niego, gdy na mnie popatrzył. – jakie pan ma hobby? – uniosłem brew 
- nie twoja sprawa podrostu – warknął. Zrobiłem nie zadowoloną minę – zawsze tyle papla? – popatrzył na kaczkę, a ten mu przytaknął. – no tak jeden nie ma języka w gębie, a drugi aż nadto. – powiedział idąc i się zatrzymał. – biją się tam rozdzielić ich. – rozkazał, patrząc na nas. Jako że biedny Seo-Joon miał torbę ja musiałem się tym zająć. Kur.wa dostałem kilka razy. Mam już dość. Może nie wyszło to pięknie, ale ich rozdzieliłem… 
- mam dość – zawarczałem pod nosem. 
- nie mamrotać!- wrzasnął. Zrobię sobie coś jak jutro też będę tak spędzać dzień. Nareszcie pozwolił nam usiąść do jedzenia. Super. 
- mam dość – powiedziałem głośniej, czując jak wszystko we mnie wrze. Unioslem wzrok na Seo-Joon’a. – gdzie byłeś? – spytałem o wiele spokojniej. – przegapiłeś opowieść o tym jakie kwiatki są cudowne i jak pięknie pachną. – zacząłem ironizować grzebiąc w jedzeniu.

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan

Niepewnie popatrzyłem na mężczyznę. Pomoc na budowie nie była najciekawszym pomysłem, ale pewnie pod słowami "lepszy pomysł" kryło się coś jeszcze gorszego. 
- Będziecie pomagać panu Szczypiorowi.
- Co? - powiedziałem szybko gapiąc się na nauczyciela. 
- Jak co? Chcesz to przyprowadzę tu jakiegoś laryngologa. Powiedziałem, że będziecie pomagać panu Szczypiorowi. I tak narzeka, że przydałaby mu się pomoc. 
- Wiem...nie jestem głuchy! - warknąłem, na co uśmiech zszedł z twarzy nauczyciela. 
- Jutro rano macie się u niego zjawić. Dopóki nie przyjdzie do mnie z pozytywną informacją na wasz temat, będziecie musieli mu pomagać.
Białowłosy poszedł, zostawiając nas samych. Położyłem się z gniewem. 
- Co miał na myśli mówiąc "pomagać Szczypiorowi"? 
- Nie wiem....przecież on nigdy nie powie o nas nic dobrego! Będzie się czepiał nawet jeśli zrobimy wszystko dobrze. Czemu dyrektor nie może w jakikolwiek sposób zainterweniować? 
- To tutaj jest dyrektor?
- Tak, ale mam pojęcia nawet jak się nazywa. Z niego w sumie nie ma żadnego pożytku. 
Super. Cały dzień zapowiadał się dobrze, i co? Na sam koniec przyszedł ten biały debil i wymyślił zadanie, które ciężko będzie wykonać.
- Idę spać. Dobranoc. - powiedziałem i odwróciłem się plecami do chłopaka. 
- Jest dopiero 21:30...
- Trudno. 
Leżałem próbując zasnąć, lecz wszystko na nic. Po jakimś czasie chłopak też poszedł spać, a ja dalej nie mogłem spać. Po następnej, tak samo spędzonej godzinie wyszedłem z namiotu. Z chmur zasnówających wcześniej niebo nie zostało już nic. Noc była gwieździsta, a księżyc był w pełni. Poszedłem z dala od namiotu, a dokładnie znów na plac zabaw. Tylko tutaj miałem pewność, że żaden z nauczycieli mnie nie znajdzie. Usiadłem w trawie. Już nic nie miało sensu. Wszystko się zmieniło od czasu przybycia do szkoły Ivan'a. Zawsze zazwyczaj cały czas siedziałem gdzieś sam, a większość nauczycieli się mną nie obchodziło. Teraz tak naprawdę praktycznie cały dzień szwendam się gdzieś z Ivan'em. Zwiedziliśmy już jakieś piwnice, dwa razy natknęliśmy się na jakiegoś naukowca, którego na koniec zabiliśmy i w nie wiadomo jaki sposób dostaliśmy się na jakiś klif. A myślałem, że w tej szkole już mnie nic nie zaskoczy. 
Przyglądałem się migającym w oddali kulom gazowym, które z ziemi przypominały tkwiące w jednym miejscu świetliki. Czemu to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Wystarczyło, że wtedy bym nie przyszedł na zajęcia, a teraz prawdopodobnie siedziałbym sobie spokojnie w pokoju. Z drugiej strony cieszyłem się, że po 16 latach mam z kim normalnie porozmawiać. Biłem się z samym sobą co powinienem zrobić. Wymieniłem sobie wszystkie za i przeciw zostania w tej sytuacji i pójścia sobie jak najdalej. Zasnąć nie mogłem, a wszystkie nasze rzeczy zostały przygniecione przez gruzy. Kur.wa, kiedy oni to odbudują. Nie będę czekać nie wiadomo ile, chce co mojego, ukochanego pianinka. Myśląc nad wszystkim, niespodziewanie usnąłem. Gdy się obudziłem było już jasno. Spojrzałem na zegarek. Była 9:00. Przecież Szczypior się wścieknie. Szybko zerwałem się z ziemi i pobiegłem pod namiot z nadzieją, że Ivan jeszcze tam będzie.

<Ivan?>

Od Ivan'a C.D Seo-Joon

Dziwnie zareagował, nie potrafiłem przez to wyczuć, o co chodzi. Nic nie poradzę, najprościej, jeśli założę, że on również. Bardziej zaczęło mnie trapić, to co mi później powiedział – o nauczycielach. Muszę stąd uciec… Mam nadzieję, że ojciec jeszcze mi pomoże. Bez niego nie mam szans.
- Jak wolisz, ja już mam dość wody. – wzdrygnąłem się z delikatnym uśmiechem. Popatrzyłem w stronę gałęzi-zazdroszczę ptakom – zaśmiałem się i odszedłem. W namiocie nie maiłem zajęcia… No to wyszedłem z niego. Poszedłem pochodzić między innych, przyglądałem się im, a na stole znalazłem zamokniętą książkę. Czuje, że teraz mam co robić. Powieść fantastyczna – zawsze coś. W namiocie dalej nie było chłopaka. Mało mu najwidoczniej wody. Jak zacząłem czytać, dłużyły mi się minuty na godziny. Jeden rozdział za mną drugi. Po chwili się wciągnąłem, nie mogąc się doczekać, aż będę mógł przewrócić stronę, nawet nie zauważyłem, że siedzę w ciemnościach. Wziąłem latarkę w zęby i przewróciłem pomarszczone wilgotne strony. Ekstra, na chwile zapomniałem, kim jestem, gdzie jestem, o problemach. Na chwile siedziałem w tej książce. Na chwilę, bo rozładowała mi się latarka.
-Kur.wa mać! – wrzasnąłem, rzucając nią i zacząłem szukać kolejnej, nie zauważyłem, że ową latarką dostało się kaczce.
- co ty robisz? – spytał. Zląkłem się i popatrzyłem jego stronę. Otworzyłem lekko usta, analizując wszystko.
- czytałem. – mruknąłem – ale się rozładowała cho.era – prychnąłem i wróciłem do szukania baterii. – spier.dole się, jeśli nie skończę tego czytać – rzuciłem, próbując usprawiedliwić swój napad. Bateria. Super. Położyłem się na brzuchu, sięgając po latarkę i rozkręciłem ją, wyrzuciłem baterie. Włożyłem nową. –Nie działa skur.wysyn – zawarczałem, robiąc niezadowolony dziubek.Czułem się źle, że on ma ze mnie teraz rozrywkę. Przecież to sprawa życia lub śmierci! Prychnąłem, sięgnąłem po komórkę. Rozładowana. Popatrzyłem na Seo-Joon’a. –nie patrz się tak – mruknąłem niezadowolony. Z innej strony miał niezły teatrzyk zdesperowanego dzieciaka. Wstałem w pól zgarbiony, rozglądając się po namiocie. – No nie ma – prychnąłem, popatrzyłem na książkę. Byłem wku.rwiony. Wyszedłem, mijając chłopaka, wziąłem komórkę i ładowarkę podpiąłem ją do kontaktu w pomieszczeniu nauczycieli. Gdy któryś wszedł i mnie zauważył, za nim cokolwiek powiedział, wystawiłem palec
- ciii, ja chce tylko skończyć tą durną książkę – gdy już było 15 % złapałem i pognałem z powrotem do namiotu i teraz znów mogłem zniknąć. Po jakimś czasie zamknąłem książkę zadowolony. – no skończyłem – klasnąłem zadowolony, a do namiotu, zajrzała biała ciapa. To uderzyłem w rzeczywistość, po czymś tak pięknym… odwróciłem wzrok zrezygnowany.
- pomożecie na budowie – powiedział zadowolony, a przynajmniej na tą część zdania zwróciłem uwagę
- że jak pomożemy co? – zacząłem, zdezorientowany nie do końca wiedząc, o co chodzi.
- albo- zaczął, chyba mu przerwałem – mam jeszcze inny pomysł – dodał, jak ja już go nie lubię. 

<Seo-Joon?>

Od Seo-Joon'a C.D Ivan



Omal nie spadłem z huśtawki. Spojrzałem na niego zaskoczony, a potem wbiłem wzrok przed siebie. Nigdy bym się tego nie spodziewał, nawet po nim. Pierwszy raz w swoim życiu coś takiego usłyszałem. Zazwyczaj nikt nie mówił nic miłego i już się do tego przyzwyczaiłem. Nawet nigdy nie robiłem sobie nadzieji, że ktoś powie coś pozytywnego. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Też lubię jego towarzystwo - nie mogę zaprzeczyć, ale kompletnie nie wiedziałem jak zareagować.
- Ja też...-powiedziałem cicho, patrząc się w ziemię.
Nie wiem jak to zabrzmiało i mogłem wyjść na głupka, ale chciałem przerwać ciszę. Po za tym przemilczenie całej zaistnaiłej sytuacji nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Chłopak siedział uśmiechnięty. Widać, że był w dobrym nastroju. Westchnąłem cicho. Nie byłem pewny, czy spędzanie czasu z Ivan'em było dobrym pomysłem. Obawiałem się, że prędzej czy później zrobię, lub powiem coś głupiego, przez co będzie wolał omijać mnie szerokim łukiem, ale z drugiej strony...nie jest taki jak wszyscy inni. Bez problemu tutaj ze mną siedzi i moje zachowanie szczególnie mu nie przeszkadza.
- Kiedy znowu idziemy szukać czegoś w tych podziemiach? - spytałem patrząc na chłopaka.
- Nie wiem. Na pewno nie dzisiaj. Już mamy wystarczająco przej.ebane, więc zanim usłyszymy naszą karę wolałbym nigdzie nie iść. Mam nadzieję, że nie będą nas trzymać w jakiejś klatce przez miesiąc, bo w tym czasie mogliby odbudować wszystkie budynki, a potem zaspyać dziurę.
- No tak...- całkiem zapomniałem, że jeszcze musimy zostać ukarani przez nasze wszystkie przewinienia. 
Obawiałem się pomysłu profesora X, chociaż....jeśli nie rzuci nas na pożarcie lwom, lub innym zwierzętom, to będzie dobrze. Jedną z większych różnic tej szkoły od normalniej, są prawa nauczycieli. Tutaj bez problemu można stosować przemoc wobec ucznia, tutaj nauczyciel może nawet zabić... 
- Wiesz co mnie śmieszy? 
- hm?
- Że uczeń nie może się bić z drugim, ale zamordowanie ucznia przez nauczyciela jest jak najbardziej dozwolone.- powiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Co?! To tutaj nauczyciele mogą zabijać?!
- No. Nie powiedzieli ci?
- A skąd. Pierwszy raz o tym słyszę. W takim razie te placówki w ogóle nie powinny istnieć. Przecież tu jest jak w domu kata. Ile już tak osób skończyło?
- Sporo. Wszyscy zazwyczaj ciągle łamali zasady, a do nauczycieli mówili gorzej niż do psa. Nie mogli z nimi wytrzymać.
- To i tak nie jest wytłumaczenie. Jakim prawem tu możemy przebywać?
- Gdyby te szkoły nie powstały, to i tak śmierć byłaby gwarantowana. Przecież wiesz, że chcą się pozbyć wszystkich nienormalnych ludzi. Dla ministerstwa ochrony jesteśmy jak zabawki, którym zsyłają morderstwa i inne zadania na ludzi, którzy ich zdaniem powinni zginąć. Tylko dlatego żyjemy, bo gdyby nie to, sami byśmy zginęli.
- Eh...nawet o tym nie mów. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to jestem i będę próbował się wydostać.- dzisiaj dobrego chumoru Ivan'a nie mogło zepsuć chyba naprawdę nic, ponieważ gdy skończył mówić, uśmiechnął się od ucha do ucha. Podziwiam go za to, że potrafi cały czas chodzić uśmiechnięty. 
Nagle z nieba zaczęły spadać krople wody, które z każdą sekundą stawały się coraz gęstsze i większe. Ivan wstał i chciał iść w stronę namiotu, ale zatrzymał się, gdy tylko zobaczył, że ja nie mam zamiaru nigdzie iść.
- Idziesz? 
- Nie. Ja tu posiedzę.

<Ivan?>

Szablon wykonała Sasame Ka z Ministerstwo Szablonów
CREDITS
Art Texture1 Texture2