Nawet się cieszyłem z czegoś takiego jak katana. Nie ważne, ze mam coś takiego pierwszy raz w ręce... Lepsze od noża. Poszliśmy do namiotu, nie było większych problemów. Ubraliśmy się cieplej, latarki, plany, wszystko, co udało się nam przygotować. Teraz do drzewa… wychylając się zauważyłem x’a.
-kur.wa – zamruczałem, wracając do środka. – będzie mały problem… -dodałem. Chłopak wyjrzał.
– poczekamy chwile, gdy się oddali ruszymy – zgodziłem się. Minęło parę minut, a my ruszyliśmy starając być jak najciszej. Gdy sylwetka nauczyciela znikła w ciemności, najszybciej jak mogliśmy, przeszliśmy do ogrodzenia. Teraz drzewo. Widząc, że wraca, poczułem lekki stres. Nie włączając latarek, udało nam się wejść do piwnic. Na szczęście nie było tyle błota, co ostatnio. Uśmiechnąłem się zadowolony. Popatrzyłem na komórkę
- 23:26 – oznajmiłem. – może uda nam się uwinąć do 4.30?-uniosłem brew - To taka bezpieczna granica – dodałem mrucząc. Ruszyliśmy… znów znaleźć kapliczkę. Puściłem Seo-Joon’a przodem, ostatnio nas stąd wyprowadził. Ten etap był chyba najtrudniejszy. Chłopak naprawdę dobrze sobie poradził, ze znalezieniem kapliczki. Uśmiechnąłem się do niego szeroko. Po chwili przeszedł przez drzwi, a ja musiałem się jakoś wcisnąć. Tym razem nie upadłem, prawie. Stałem na jednej nodze, łapiąc równowagę. Później dołożyłem drugą.
-Tak bardzo chce rozwalić te drzwi – westchnąłem, doganiając go na schodach w dół. Za chwile staliśmy w labiryncie. Okropnie śmierdziało.
- Przynajmniej mamy pewność, że dalej tam leży –zasłoniłem usta rękawem. Miałem nadzieję, że nie będziemy musieli użyć katan. Chociaż doświadczenie z szermierki, mogłoby się przydać. Zaśmiałem się na to w duchu. Wody już praktycznie nie było, kilka kałuż. Natrafiliśmy na dwa trupy. Obrzydlistwo. Zmarszczyłem brwi, odwracając głowę i przeszedłem jak najdalej. Chłopak zaczął go przeszukiwać. Stanąłem za zakrętem. Nie chce więcej wyrzutów sumienia, nie chce na to patrzeć. Mdliło mnie od tego smrodu.
- już? – zacząłem do niego wychylając się.
- ta… - mruknął, jeszcze szperając, wyjął coś z jego kieszeni. Poszedłem dalej, nie będę na to patrzeć. Wzdrygnąłem się. Otwierałem każde drzwi i szybko je zamykałem, gdy coś tam było. W końcu, gdy otworzyłem kolejne, nie zobaczyłem żadnego stwora, zawołałem chłopaka. Obróciłem się za siebie. Nie ma go i nie ma… Co jest? Zmartwiłem się.
-Seo-Joon?- zacząłem jeszcze głośniej. Przecież nie pójdę dalej, gdy on tutaj zostanie. Ruszyłem drogą powrotną. Co jakiś czas go wołałem bez odzewu… Co jest?! Stałem przy trupie. Nie oddaliłem się od niego zbytnio. Przecież był tutaj dwie minuty temu. Rozglądałem, się nasłuchując. Cisza… Usłyszałem cisze…ciche mlaskanie? Ruszyłem w tamtym kierunku. Kur.wa musiałem zostawić jedne drzwi otwarte. Jedna poczwara stała w kącie, ale gdzie kaczka?!
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz