Wyciągnąłem z jego kieszeni jakiś czarny, skórzany futerał, który był owinięty w potargany materiał. Nie zdążyłem jednak zobaczyć co w nim jest, gdyż nagle zaatakował mnie jakiś stwór. Kur.wa! Co to jest? Wylądowałem na ziemi. Nie dość, że ma pazury, to jeszcze kły i dziabie. Cudem udało mi się wyrwać i ledwo udało mi się dojść w bezpieczniejsze miejsce. Tamto stworzenie o dziwo nie zorientowało się gdzie poszedłem. Usiadłem pod ścianą. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo mnie pokaleczył. Chol.era...jak na złość o ruszeniu lewą ręką nie było mowy, a prawą nic bym nie zdziałał. Usłyszałem wołanie Ivan'a, ale nawet nie myślałem o pójściu gdziekolwiek. Jeżeli tamto coś znowu mnie zaatakuje, tym razem na pewno nie uda mi się uciec. Wolałem tu zostać i zdać się na los - albo mnie zje, albo przeżyję. Siedziałem w jakimś korytarzu, w którym nigdy wcześniej nie byliśmy. Ciekawe czy chłopak postanowił mnie szukać...postanowiłem jeszcze trochę oddalić się od tamtego miejsca. Niedługo potem stwierdziłem, że aktualnie nie jestem w stanie iść dalej, więc usiadłem i oparłem głowę o ścianę. Tutaj korytarz wydawał m się jeszcze bardziej mroczniejszy. Siedziałem cicho nasłuchując wszelkich dziwnych odgłosów. Byłem nieco zaniepokojony całą sytuacją. Skąd ta poczwara się w ogóle wzięła? Miami nadzieję, że nie zaatakowała Ivan'a. Siedziałem tak jeszcze dobre trzydzieści minut. Po tym czasie do moich uszu dobiegły odgłosy czyiś...kroków? Za chwilę zobaczyłem jakiś cień, albo ewentualnie mam już jakieś zwidy. Nie obchodziło mnie za bardzo kogo, lub co spotkam. Będzie co będzie i tyle. Przygotowałem się już na możliwą śmierć.
<Ivan? Tak jakoś mi weny zabrakło)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz