W pewnym momencie zacząłem grzebać w jakimś pudełku. Oprócz sterty zwykłych kamieni i gałązek nic nie znalazłem. Po co komuś takie rzeczy? Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który również przeszukiwał pudełko.
- pióra, pióra, pióra...- mówił wyjmując zawartość pudełka, którym były pióra...mnóstwo kolorowych piór.
Wypadałoby mu się jakoś odwdzięczyć...znowu mi pomógł, a nie musiał. Wróciłem do dalszego szukania. Zapałki. Chyba się nie przydadzą, ale wezmę. Schowałem całe pudełeczko do kieszeni.
-kurde! Co to jest?
Spojrzałem znów w stronę chłopaka i o mało nie dostałem jakimś przedmiotem, który rzucił. Był to dziób ptaka? Tak to wyglądało, a dokładniej na papuzi. Spoglądałem na niego niemrawo, jednak moja głowa chyba nie mogła przyjąć sobie tego faktu. Kto mógł skrzywdzić zwierzę, jakim jest ptak? Owszem, nie przepadam za dużymi papugami, ale to nie zmienia faktu, że to ptaki, a więc się pytam: kto jest na tyle bezczelny, aby z całego ptaka został tylko dziób? Pióra zapewne też należały do tej samej papugi.
- Są jeszcze nogi. - usłyszałem zniesmaczony głos chłopaka.
Jak dobrze, że Kuroi nie dostał się w łapy tego szaleńca. Zaraz po tym wszystkim chłopak niechcący zrzucił coś z jednej szafki. Od razu odłożył to z powrotem na miejsce. W drzwiach nagle stanęła wielka, zielona, pół przezroczysta...galareta? To coś nie wyglądało jakby chciało nas pożreć, ale widok chodzącej galaretki nie należy do normalnych, więc gdy tylko zaczęła iść w moją stronę odsunąłem się do tyłu. Ivan szybko podbiegł i wbił w nią katanę, jednak ta tylko podzieliła się na dwie części i jakby nigdy nic znów się połączyła, po czym wsysnęła mnie do swojego środka. Nie długo potem pożarła również chłopaka. W ogóle czemu w tym czymś da się normalnie mówić i oddychać? Im dłużej siedzimy w tych piwnicach, tym dziwniejsze rzeczy się dzieją. W pewnym momencie wpadłem na genialny plan, a raczej jedyny możliwy do zrealizowania, nad którym myślałem. Poruszanie się w tej galarecie było ciężkie.
- Mam zapałki. Prawdopodobnie pod wpływem ciepła wybuchnie, lub ewentualnie rozpłynie.
- Co?! Przecież jak on wybuchnie to prawdopodobnie rozerwie nas na strzępki!
- I tak nie mamy co ryzykować. Jeśli będziemy tak siedzieć to i tak zginiemy. To jedyny sposób, dzięki któremu możemy przeżyć.
To, że przeżyjemy wcale jej było takie pewne. Nie wiedziałem jak zachowa się glut w kontakcie z ogniem.
- Nie rób tego!
Pomimo zakazu chłopaka wyciągnąłem zdobyte wcześniej opakowanie zapałek i zapaliłem jedną z nich. Spokój...po krótkim czasie zielona galareta zaczęła powiększać swoją objętość, aż w końcu z wielkim plaskiem wybuchła. Całe ściany, sufit oraz wszystkie przedmioty zostały pokryte zielonym, galaretowatym ciałem tego czegoś, a nas odrzuciło na dobre parę metrów w stronę ściany. Leżałem nie mając siły się nigdzie ruszyć. Przynajmniej nam się udało wydostać. Ivan po pewnym czasie wstał i podniósł jakiś zeszyt, którego wcześniej nie zauważyliśmy.
- Pamiętnik...powinniśmy się dowiedzieć czegoś ciekawego.
- Yhm...- mruknąłem. Nawet nie miałem zamiaru podnieść się, aby zobaczyć jak to wygląda.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz