Jakie ja mogę stwarzać zagrożenie?! Jestem niegroźny przecież. Moim symbolem jest potulny baranek, to ten diabeł jest niebezpieczny, a nie ja! Zamyśliłem się. Oglądałem stare, masywne zawiasy. Konstrukcja wyglądała na stabilną. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- a jakby spróbować je podważyć?- spytałem pod nosem. - drut nic nie da w spotkaniu z takim zamkiem - dodałem myśląc co możemy zrobić. Zacząłem chodzić po pomieszczeniu, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby nam pomóc. Seo-Joon znalazł metalową rurę. Wyglądała jak te, które dawniej zakładano w instalacji gazowej. Trochę podkopaliśmy pod drzwiami, wsunęliśmy rurkę, która oparta była o jakiś kamień, i stanęliśmy na niej. Drgnęło coś. Uśmiechnąłem się i oparłem klamkę o swoje ramię próbując unieść drzwi. Poszedł tylko jeden zawias... Może wystarczy. Jeszcze ten z góry, nie najlepiej, ale zawsze coś. Odgarnąłem włosy.
- ty to jeszcze się zmieścisz, ale nie wiem jak ja, muszę się poskładać. -wymamrotałem. Nie będziemy ryzykować, ruszaniem drugiego, nie wiemy, czy może nie zechce na nas spaść. Chłopak faktycznie wszedł bez jakiś udziwnień. Wciągnąłem brzuch wypuściłem powietrze i jakoś pokracznie, ale zawsze, przedostałem się do niego. Upadłem przy tym na kamienną podłogę. Pobielane ściany, zaszły grzybem. Wszystko było zniszczine, stare, nienadające się do użytku, z drewnianych ław już nic nie zostało, dużo pyłu robaków kurzu. Ołtarz rozpadał się na naszych oczach. Nad nami wisiał żyrandol. Brakuje nam tylko tego by zwalił sie na nas. Złote ozdoby zostały przeniesione w jedno miejsce, pod nimi był jakiś materiał. Czyli ktoś chciał to zabrać, robi się ciekawie. Byłem gdzieś w środku podekscytowany całą sytuacją. Chodziliśmy po małym pomieszczeniu rozglądając się, za ołtarzem znalazłem, coś, co było kiedyś cudzą ręką. Ciekawe gdzie reszta? Były też drzwiczki, które, gdy tylko ruszyłem odpadły wąskie kręte schody w dół.
- chodź znalazłem rękę i schody - mruknałem do niego wychylając się, jak znajdę czaszkę, odegram scenę z hamleta. Świecąc latarką zacząłem powoli schodzić po śliskich, stromych schodach. Klaustrofobiczne. Schodziliśmy tak pewnie z dobrych dziesięć minut, uważając by, nie upaść. Aż nie stanęliśmy w sali, podobnej do tej wyżej, było tutaj duszno wilgotno i śmierdziało grzybem. Różnił je też fakt, że były tutaj również, współczesne drzwi. Przeraziło mnie to.
- o nie, nie, nie. Ja tego otwierać nie będę. Teraz, jeśli znów trafimy na tego psychopatę to nas zapierd.oli. Bardziej niż pewne - powiedziałem patrząc na chłopaka, przypominając sobie pierwszy dzień w szkole. Wtedy nie pomyślałbym, że będę spędzać z kaczką tyle czasu. Po dłuższym krążeniu dookoła tych drzwi, Seo-Joon szarpnął klamkę. Otwarte, zaczynamy zabawę? Nie pewnie przeszliśmy dalej. Nie czuliśmy tutaj charakterystycznego zapachu jak wtedy. Grzyb wilgoć... Nic szczególnego.
- może teraz się więcej dowiemy o tamtym człowieku? - zamyśliłem się i z delikatnym uśmiechem, popatrzyłem na chłopaka. Czując dziwny przeciąg skierowałem się w tamtą stronę. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem morze? Ocean? Fale uderzały o stromy brzeg. Stałem i patrzyłem przez chwilę.
- w którym miejscu my w ogóle jesteśmy? - wymamrotałem.
<Seo-Joon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz