Niepewnie popatrzyłem na mężczyznę. Pomoc na budowie nie była najciekawszym pomysłem, ale pewnie pod słowami "lepszy pomysł" kryło się coś jeszcze gorszego.
- Będziecie pomagać panu Szczypiorowi.
- Co? - powiedziałem szybko gapiąc się na nauczyciela.
- Jak co? Chcesz to przyprowadzę tu jakiegoś laryngologa. Powiedziałem, że będziecie pomagać panu Szczypiorowi. I tak narzeka, że przydałaby mu się pomoc.
- Wiem...nie jestem głuchy! - warknąłem, na co uśmiech zszedł z twarzy nauczyciela.
- Jutro rano macie się u niego zjawić. Dopóki nie przyjdzie do mnie z pozytywną informacją na wasz temat, będziecie musieli mu pomagać.
Białowłosy poszedł, zostawiając nas samych. Położyłem się z gniewem.
- Co miał na myśli mówiąc "pomagać Szczypiorowi"?
- Nie wiem....przecież on nigdy nie powie o nas nic dobrego! Będzie się czepiał nawet jeśli zrobimy wszystko dobrze. Czemu dyrektor nie może w jakikolwiek sposób zainterweniować?
- To tutaj jest dyrektor?
- Tak, ale mam pojęcia nawet jak się nazywa. Z niego w sumie nie ma żadnego pożytku.
Super. Cały dzień zapowiadał się dobrze, i co? Na sam koniec przyszedł ten biały debil i wymyślił zadanie, które ciężko będzie wykonać.
- Idę spać. Dobranoc. - powiedziałem i odwróciłem się plecami do chłopaka.
- Jest dopiero 21:30...
- Trudno.
Leżałem próbując zasnąć, lecz wszystko na nic. Po jakimś czasie chłopak też poszedł spać, a ja dalej nie mogłem spać. Po następnej, tak samo spędzonej godzinie wyszedłem z namiotu. Z chmur zasnówających wcześniej niebo nie zostało już nic. Noc była gwieździsta, a księżyc był w pełni. Poszedłem z dala od namiotu, a dokładnie znów na plac zabaw. Tylko tutaj miałem pewność, że żaden z nauczycieli mnie nie znajdzie. Usiadłem w trawie. Już nic nie miało sensu. Wszystko się zmieniło od czasu przybycia do szkoły Ivan'a. Zawsze zazwyczaj cały czas siedziałem gdzieś sam, a większość nauczycieli się mną nie obchodziło. Teraz tak naprawdę praktycznie cały dzień szwendam się gdzieś z Ivan'em. Zwiedziliśmy już jakieś piwnice, dwa razy natknęliśmy się na jakiegoś naukowca, którego na koniec zabiliśmy i w nie wiadomo jaki sposób dostaliśmy się na jakiś klif. A myślałem, że w tej szkole już mnie nic nie zaskoczy.
Przyglądałem się migającym w oddali kulom gazowym, które z ziemi przypominały tkwiące w jednym miejscu świetliki. Czemu to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Wystarczyło, że wtedy bym nie przyszedł na zajęcia, a teraz prawdopodobnie siedziałbym sobie spokojnie w pokoju. Z drugiej strony cieszyłem się, że po 16 latach mam z kim normalnie porozmawiać. Biłem się z samym sobą co powinienem zrobić. Wymieniłem sobie wszystkie za i przeciw zostania w tej sytuacji i pójścia sobie jak najdalej. Zasnąć nie mogłem, a wszystkie nasze rzeczy zostały przygniecione przez gruzy. Kur.wa, kiedy oni to odbudują. Nie będę czekać nie wiadomo ile, chce co mojego, ukochanego pianinka. Myśląc nad wszystkim, niespodziewanie usnąłem. Gdy się obudziłem było już jasno. Spojrzałem na zegarek. Była 9:00. Przecież Szczypior się wścieknie. Szybko zerwałem się z ziemi i pobiegłem pod namiot z nadzieją, że Ivan jeszcze tam będzie.
<Ivan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz